Rozważanie z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na 11. niedzielę okresu zwykłego przygotował o. Oskar Maciaczyk OFM, duszpasterz akademicki.
Ostatnio grono moich znajomych poszerzyło się o wspaniałych ludzi, których poznałem w Stanach Zjednoczonych jeszcze przed wybuchem epidemii. Od dawna wiedziałem, że Amerykanie są bardzo pragmatyczni, ale po spotkaniu z katolicką wspólnotą ewangelizacyjną w Los Angeles i okolicy byłem już o tym święcie przekonany. Zaangażowani w ewangelizację Amerykanie nauczyli mnie tego, żeby stosunkowo często stawiać pytanie: "What went wrong?", czyli: "Co poszło nie tak?". Nieważne, czy chodzi o to, że zabłądziliśmy myląc identyczne do złudzenia uliczki Hollywood, czy o to, że coś zostało nie najlepiej przygotowane, czy nie zadziałało. Nieważne, co. Zawsze w sytuacji niepowodzenia trzeba rzec: "What went wrong?". Rozumiem dzisiaj, że to pytanie jest bardzo ważne. Nie dlatego, że pyta o przeszłość. Nie dlatego, że pozwala zrozumieć teraźniejszość. Nade wszystko ważne, ponieważ wyraża zatroskanie o przyszłość.
Co poszło nie tak, że Jezus zwracając się do apostołów musiał wskazać na potrzebę większego zainteresowania się Izraelitami pogubionymi, odrzuconymi, pozostawionymi na pastwę losu? A tymczasem apostołowie może byli tak nakręceni misyjnymi podbojami, że Jezus musiał ich zapędy ostudzić. Mówi do nich: "Nie idźcie do pogan i nie wstępujcie do żadnego miasta samarytańskiego. Idźcie raczej do owiec, które poginęły z domu Izraela" (Mt 10,5-6). To tutaj są potrzebni. Przede wszystkim u siebie mają do zrobienia coś bardzo istotnego. Fragment Ewangelii jest tak skonstruowany, że od razu możemy odnaleźć wyjaśnień odnośnie zaistniałej sytuacji. Czytamy, że Jezus litował się nad tłumami ludzi, "bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza”"(Mt 9,36).
Uczucia związane z byciem niekochanym, niezauważonym, porzuconym, niechcianym są straszne. Rodzi się przy tym dezorientacja w podejmowaniu decyzji i w tych najbardziej powszednich wyborach. Owce bez pasterza błąkają się po bezdrożach. Nie znają celu. Nie wiedzą w ogóle, w którą stronę iść. Po co iść? Kiedy iść? Wielu Izraelitów było właśnie owcami bez pasterza. Jezus litował się nad nimi i posyłając do konkretnej misji swoich apostołów mówi: tu jest misja, u nas, na naszym podwórku.
Co poszło nie tak, że ci Izraelici byli znękani, porzuceni i zagubieni? Porównanie do pasterza i owiec nie jest przypadkowe. To nie owce szukają sobie pasterza i wynajmują na określony czas niczym przewodnika turystycznego na wycieczkę po dużym i nieznanym mieście. To pasterz przygarnia owce, przekonuje do siebie, oswaja je, prowadzi, troszczy się i robi wszystko, co do pasterza należy. Mówiąc kolokwialnie, ktoś sprawę zawalił i porzucając nie dał nadziei, wiary i miłości.
Tak jak fragment: "Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody" (Mt 28,19) jest paradygmatem ewangelizacji adresowanej do tych, którzy nie znają jeszcze Jezusa, tak fragment: "Idźcie raczej do owiec, które poginęły z domu Izraela" (Mt 10,6) staje się w teologii ewangelizacji paradygmatem misji adresowanej do tych, którzy już nie znają Jezusa. Dlaczego nie znają? Co się stało? Dlaczego są znękani? Dlaczego błąkają się? Może sami wrócą? Może w końcu wynajmą na określony czas tego wspomnianego przewodnika turystycznego?
Kiedy Jezus wysyła apostołów na misje do zagubionych Izraelitów, nic nie mówi o, nazwijmy to, pasywnej ewangelizacji. To znaczy, nie mówi: "jak będą chcieli podejść do was, to podejdą, jak będą chcieli was znaleźć, to was znajdą i pójdą za wami, jak będą chcieli jakiegoś przeżycia duchowego, to poproszą, jak będą chcieli słuchać, to głoście". Nie! Jezus chce aktywnych ewangelizatorów: "Idźcie i głoście! Uzdrawiajcie! Oczyszczajcie! Wskrzeszajcie! Dawajcie to, co macie!".
Największym powodem oceanu łez na ziemi tak naprawdę nie jest głód chleba materialnego, ale głód miłości, nadziei i wiary. Wielu nawet nie potrafi zwerbalizować tego, co jest przedmiotem pragnienia. Są to ludzie, którzy poszukują prawdziwego szczęścia i sensu życia. Ci ludzie poszukują odpowiedzi na najbardziej egzystencjalne pytania. Błąkając się szukają drogi, prawdy i życia. Szukają Jezusa. W wielu domach i rodzinach błąkają się dzieci, które są jak owce bez pasterza. W naszym społeczeństwie potrzebni są ludzie, o których powiemy, że są naszymi autorytetami. W Kościele modlimy się wciąż o dobre i święte powołania do kapłaństwa i życia zakonnego zmierzając się przy tym z potrzebnym oczyszczeniem. Tak jak na początku padło pytanie o los porzuconych Izraelitów: "Co poszło nie tak?", tak teraz w obliczu sytuacji katolika (syn, córka, wnuk, wnuczka, kolega, koleżanka, ktoś z rodziny, ktoś ze znajomych…), który nie wie już, po co Jezus, po co Kościół, po co liturgia, wszyscy wierzący i praktykujący zadawajmy sobie często pytanie: "Co poszło nie tak?".