Odpust w parafii św. Anny od lat przyciąga wiernych nie tylko Milicza, ale i całego Dolnego Śląska oraz różnych zakątków Polski. Nie inaczej było tym razem.
Uroczystej Sumie odpustowej ku czci babci Pana Jezusa w południe 26 lipca przewodniczył ks. Zbigniew Słobodecki, proboszcz sąsiedniej milickiej parafii św. Andrzeja Boboli.
- Kiedy Anna patrzy z nieba, jest zadziwiona taką liczbą wnuków! Dlatego dzisiaj otwiera niebo na oścież. Wiemy, jak czuje się wnuczek w domu babci. A ten dom jest bardzo pojemny. Babcia Anna wyciągnie zaś na stół wszystko, co ma, i jest w stanie obdarować wszystkim, co posiada - mówił gospodarz ks. Bogdan Buryła, proboszcz parafii św. Anny w Miliczu.
Homilię wygłosił ks. Teodor Sawielewicz, wikariusz bazyliki oleśnickiej, który poprowadził także rekolekcje przygotowujące do odpustu. Mówił o sile modlitwy Nowenną Pompejańską w intencji grzeszników, ze szczególnym uwzględnieniem siebie. Część zebranych na Mszy podjęła takie wyzwanie i modliła się przez 54 dni, poznając jeszcze lepiej swoje grzechy. - Wiele osób zrobiło to pierwszy raz w życiu i dochodziło do mnie wiele świadectw o owocach, wśród których pierwszym było uświadomienie sobie swojej grzeszności i słabości. Poznanie siebie - jakie to ważne! - mówił ks. Sawielewicz.
Podkreślił, że serce często jest zabałaganione i potrzebuje nawrócenia. A jedną z największych łask, jakie Pan Bóg zsyła człowiekowi, jest odkrycie przez człowiekiem jego grzechów, uświadomienie sobie swojej słabości, nędzy i pogubienia.
Kaznodzieja mówił także o pewnym etapie duchowości chrześcijanina, którą św. Jan od Krzyża nazywa bierną nocą zmysłów. Wtedy człowiek rozpoznaje wielkość Boga, ale jednocześnie swoją nędzę. Bóg jest blisko i go oślepia. Światło wiary nieubłaganie odsłania w człowieku faryzeusza. Spotyka się niedoskonałość wad z doskonałością Boga i to wywołuje w ludziach ogromny rozstrój.
- Mimo że człowiek się formuje, jest wierzący i stara się żyć dobrze, moralnie, ale odczuwa pustkę, staje się bierny na modlitwie, nie umie się skupić. Mimo że solidnie wziął się za siebie jakiś czas temu. To etap w życiu duchowym wchodzenia w mistykę, kiedy powoli cnoty przeważają nad wadami - tłumaczył ks. Sawielewicz.
Ostrzegał przez wadami duchowymi, m.in. przed pychą duchową. - Św. Jan od Krzyża chce człowieka skłonić do bolesnych oczyszczeń w misterium nocy po to, żeby nabrać męstwa, bo za chwilę dojdzie do prostowania kręgosłupa i to może bardzo boleć. My, jako ludzie wierzący, często rozkoszujemy się modlitwą. Bo tak miło jest u tej św. Anny w Miliczu, ale ta przyjemność modlitwy może powodować różne grzechy, np. łakomstwo duchowe czy pychę. Wiele lat się modlisz, już ci zależy na Bogu, ale, człowieku, zobacz, ile masz jeszcze wad. Przed tobą bolesne oczyszczenie - przestrzegał kapłan z Oleśnicy.
Pewnych rzeczy nie da się znieczulić. To nie oznacza, że Bóg jest zły i zadaje ból. Bólu by nie było, gdyby grzechu nie było. A Pan Bóg chce leczyć człowieka i to czasem boli, choć On nie chce, żeby człowiek cierpiał. To tak, jak ze zdrowiem fizycznym. Człowieka czasem zaatakuje taki ból, że już mu nie przeszkadza bolesne badanie czy leczenie.
- Jesteśmy grzesznikami i potrzebujemy systematycznego życia duchowego. Nie tylko jednego zrywu w postaci Nowenny Pompejańskiej. Nasza modlitwa powinna być naśladowaniem Jezusa. Niby żadna eureka, ale dla nas często kryterium modlitwy jest takie, jakiego się nauczyliśmy w dzieciństwie - zaznaczył ks. Teodor.
Jak dodał, w życiu nie chodzi tylko o pacierz rano i wieczorem. A w międzyczasie wpada nam jeszcze kilka godzin przy telewizorze. Jest źle, gdy nie chcemy wyrosnąć ze schematów z dzieciństwa dotyczących modlitwy. Pan Bóg wymaga od nas czegoś więcej, jeśli chcemy się wspinać na górę doskonałości.
- Módlmy się, by Pan Bóg odsłonił brudy w naszych sercach. Nie tylko zrywami, ale na co dzień, w czasie solidnej modlitwy. Wyjdźmy z naszych zwyczajów. Pragnijmy czegoś więcej niż świąteczny katolicyzm - podsumował kapłan.
Po Mszy św. wierni przeszli z Najświętszym Sakramentem wokół kościoła, a później odbył się festyn.