W uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny siostra Mariam złożyła pierwszą profesję zakonną w Zgromadzeniu Sióstr św. Elżbiety. Czytelnikom "Gościa" opowiada o swojej drodze od tego momentu.
Pierwsze śluby zakonne to bardzo ważny moment formacji, w którym człowiek zobowiązuje się do zachowania trzech rad ewangelicznych: posłuszeństwa, ubóstwa i czystości. W Zgromadzeniu św. Elżbiety kończy się w ten sposób roczny okres nowicjatu w zamknięciu, a rozpoczyna się czas junioratu, który trwa aż do profesji wieczystej.
S. Mariam 15 sierpnia 2020 roku w domu prowincjalnym sióstr elżbietanek na Ostrowie Tumskim we Wrocławiu zrobiła istotny krok w swojej zakonnej formacji. Dlaczego wybrała akurat to zgromadzenie?
- Myślę, że jestem dość późnym powołaniem. Pan Bóg poprowadził mnie w życiu do osób odrzuconych. Chodzi o ludzi dorosłych z zaburzeniami psychicznymi. Przez długi czas pracowałam w ośrodku właśnie dla upośledzonych i chorych psychicznie. Wiem, jak mocno są oni wykluczeni społecznie. Dlatego trafił do mnie charyzmat sióstr elżbietanek, które posługują ludziom chorym, ubogim, będącym na marginesie. Te umiejętności i talenty, którymi Pan Bóg mnie obdarzył, po rozeznaniu mogę rozwijać na chwałę Bożą właśnie w tym zgromadzeniu - mówi s. Mariam CSSE.
Pochodzi z diecezji świdnickiej. Gdy pracowała w Bielawie, zetknęła się z elżbietankami, ale lepszy kontakt złapała z nimi na pielgrzymkach. Wtedy zaprzyjaźniła się z jedną z zakonnic.
- Do zgromadzenia wstąpiłam w listopadzie 2018 roku. W lutym rozpoczęłam postulat kanoniczny i po pół roku przełożone podejmowały decyzję, czy mogę kontynuować formację. Potem czekał mnie roczny nowicjat w zamknięciu. Po tym czasie siostry wydają opinię, czy się nadaję a jednocześnie ja decyduję, czy chcę iść dalej w tym powołaniu. Jeśli tak, mogę złożyć pierwsze śluby czasowe na rok, co też się dziś wydarzyło - wyjaśnia s. Mariam.
Dla niej złożenie pierwszej profesji zakonnej wiązało się z wcześniejszym przejęciem i stresem, które jednak minęły w czasie uroczystości z powodu niezwykłej atmosfery.
- Czułam pokój, życzliwość i miłość od każdej siostry. Pojawiła się wielka radość. Byłam otoczona płaszczem modlitwy przez bliskich i przez siostry. To mi bardzo pomogło - mówi bohaterka uroczystości.
Po roku, jeśli nic się nie zmieni, czekają ją śluby składane na dwa lata, później odnawia się je ponownie na dwa lata i następnym krokiem są już śluby wieczyste.
Czy pojawiały się u niej już chwile zwątpienia?
- Pewnie, bo takie momenty prędzej czy później nadchodzą. Jak ktoś od razu mówi, że jest na sto procent pewny, to jednak trochę podejrzane. Praca nad sobą z łaską Bożą generuje wiele przemyśleń i człowiek po prostu się zastanawia. Ważne, by podchodzić odpowiedzialnie do podjętych decyzji. Szukać rozwiązań na modlitwie i w dialogu z przełożonymi - mówi s. Mariam.
Kiedy była małą dziewczynką, zrodziła się w jej sercu myśl o zostaniu zakonnicą. Jak dzisiaj opowiada, zabrakło jednak ludzi, którzy pomogliby jej rozeznać dobrze powołanie.
- Po pewnym czasie pojawił się też kapłan, któremu bardzo dużo zawdzięczam i on pomógł podjąć najwłaściwszą ścieżkę. Przeżyłam także mocne nawrócenie, mimo, że zawsze była w Kościele. Ono było mi potrzebne, bo zauważyłam, że Pan Bóg zaczął się bardzo mocno o mnie upominać. Ja zaś bałam się tej drogi i odpowiedzialności, ale On nie ustępował. Przez różne osoby pozwolił mi odkryć to powołanie, zgodzić się z nim i przyjąć je całym sercem - podsumowuje s. Mariam.
Skąd bierze się jej zakonne imię?
- Kiedy byłam na pielgrzymce w Betlejem, to przy grobie karmelitanki, św. Mariam Baoudardy, nazywanej Małą Arabką, modliłam się o pomoc w wewnętrznej walce o powołanie. Po tym zawierzeniu jej bardzo dużo spraw się poukładało i porozwiązywało. Ona była dla mnie wsparciem, pomocą i orędowniczką - oświadcza elżbietanka.