Jesteśmy religijni z oddali, jesteśmy pobożni z oddali, krzyczymy do Boga z oddali i zawiedzeni jesteśmy. I nie o epidemii tu mowa

Rozważanie z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na 20. niedzielę okresu zwykłego przygotował o. Oskar Maciaczyk OFM, duszpasterz akademicki.

Kiedy czytam fragment Ewangelii o idącej za Jezusem i krzyczącej w błaganiach kobiecie kananejskiej, mam taką scenę przed oczami, której byłem świadkiem jako kilkunastoletni chłopiec. Byłem ministrantem. Po Mszy św. parafianie przychodzili do zakrystii, do księdza proboszcza, bo ktoś chciał zapisać się na pielgrzymkę, ktoś z kolei chciał złożyć ofiarę za Mszę św., ktoś jeszcze załatwić inną sprawę, a na końcu kolejki ustawiła się grupa pań, które miały pretensje i żądania wobec proboszcza. Krzyczały i robiły mu wymówki. Pamiętam, że przykro mi się zrobiło i zdając sobie wtedy sprawę z tego, że pretensje wobec proboszcza nie były uzasadnione i żądania nie mogły być spełnione, po wszystkim już powiedziałem z żalem do proboszcza, że te panie bardzo musiały księdza zdenerwować. Proboszcz odpowiedział: „ale mogły się wykrzyczeć i wygadać i to jest najważniejsze, a ja musiałem je wysłuchać, bo między innymi po to jestem”. Nie ukrywam, że tę reakcję mojego proboszcza noszę w sercu do dzisiaj i w podobnych sytuacjach bardzo pomaga w moim życiu kapłańskim.

Czy ktoś zawiódł się dzisiaj na Jezusie czytając lub słuchając fragmentu Ewangelii przeznaczonej na niedzielną liturgię? Chyba zgodzicie się, drodzy czytelnicy naszych niedzielnych rozważań, że to nie jest Jezus, do którego przywykliśmy. Jezus często powtarzał, że mają przyjść do Niego utrudzeni i obciążeni. Jezus litował się nad chorymi i biednymi. Czasami nikt Go o to nie prosił, a On widział, podchodził, dotykał i uzdrawiał. A dzisiaj?

Matka chorego dziecka musiała już długo iść za Jezusem. Krzyk „ulituj się!” (Mt 15,22) wydaje się być przerażająco głośny i trudny do zniesienia, skoro uczniowie Jezusa mówią: „odpraw ją, bo krzyczy za nami” (Mt 15,23). Nie krzyknęła raz, czy dwa razy. Ona krzyczała i nie przestawała. Ten krzyk poganki okazuje się w końcu być modlitwą. Ona wyznaje wiarę: „Ulituj się nade mną, Synu Dawida” (Mt 15,22). Ona wie, do kogo się zwraca.

„Jezus nie odezwał się ani słowem” (Mt 15,23). Nie jeden by już się obraził, obrócił na pięcie i poszedł narzekając, że został niewysłuchany. Niewysłuchane modlitwy to częsty problem poruszany w rozmowach duchowych. Często można usłyszeć: „Bóg nie słucha, nie spełnia, nie interesuje się. Czy w ogóle modlitwa ma sens? Czy w ogóle zatem Bóg jest?” Wiara poganki okazuje się wielka. Ona jest kobietą zdeterminowaną. Zdaje sobie z tego sprawę, że nie należy się jej to, co Izraelitom, ale przecież On może zrobić bardzo wiele. W końcu wyznała wiarę, że On jest Synem Dawida.

Gdybyśmy chcieli wskazać na punkt zwrotny w dzisiejszym fragmencie, gdybyśmy chcieli wskazać na ten moment, który zadecydował o tym, że cud się dokonał, że Jezus niejako zmienił zdanie, to musielibyśmy zauważyć, że kobietę uratowało wyjście ze swoich utartych schematów. Udało jej się przekroczyć pewną granicę. Tym momentem było zbliżenie się do Jezusa, podejście do Niego, padnięcie przed Nim do nóg i powtórzenie może po raz milionowy: „Panie, dopomóż mi”.

Widzimy zatem, że samo wyznanie, iż Jezus jest Synem Dawida, że jest Mesjaszem nie wystarczyło. Co stało się decydujące w tym cudzie? Kobieta podeszła do Jezusa bardzo blisko i padła przed Nim do nóg. Do tej pory rozmawiała z Nim z oddali. Mogła się obrócić i obrażona odejść. Kobieta natomiast podeszła do Jezusa bardzo blisko. W tym podejściu jest wielka moc. Mogła spojrzeć Jezusowi w oczy, a Jezus jej. Może to jest właśnie problem numer jeden w naszym duchowym życiu, że dużo krzyczymy do Jezusa, ale na odległość, nie chcąc się zbliżyć, żeby spojrzeć sobie w oczy? A nuż Jezus zobaczy za dużo. A nóż coś wyjdzie, że muszę w swoim życiu dużo przeorganizować.

Stoimy wobec Jezusa wyprostowani i krzyczymy, jesteśmy religijni, mamy swoją pobożność, ale tak naprawdę stoimy i krzyczymy z oddali. Krzyczymy z pozycji w swoim mniemaniu bezpiecznej, bo zachowam w tajemnicy zakamarki mojego serca, których nie chcę, żeby ktoś zmieniał. Krzyczymy z pozycji bezpiecznej, bo zawsze można obrażonym obrócić się na pięcie i odejść. Kobieta kananejska zbliżyła się do Jezusa i padła do jego nóg. Pozwoliła na to, żeby Jezus przez jej oczy spojrzał głęboko w serce. To ona została uzdrowiona, a wraz z jej przemianą zmieniło się życie jej córki.

Tak często mamy pretensje do Boga, do świata, do ludzi, wśród których żyjemy. Krzyczymy może, że przecież tak bardzo się staramy, a inni coś psują, inni nie pozwalają, inni coś burzą. Niesamowite jest to, że pojawiające się pretensje w naszych relacjach przestaną mieć rację bytu, kiedy przestanę krzyczeć z oddali. Z oddali wobec drugiego człowieka, ale przede wszystkim z oddali wobec Boga. Modlitwą osobistą na tę niedzielę powinno stać się pragnienie, aby Jezus głęboko spojrzał w moje oczy i zobaczył w nich moje serce, abym miał odwagę tak bardzo zbliżyć się do niego, żebym z ogromną szczerością pokazał Mu całe moje życie.

« 1 »
DO POBRANIA: |
oceń artykuł Pobieranie..