To była wojna o wszystko. Strategicznie nierozstrzygnięta, ale patrząc na to, czego uniknęliśmy, można napisać, że wyszliśmy z niej zwycięsko.
Z okazji 100. rocznicy zwycięskiej bitwy niemeńskiej Dolnośląski Urząd Wojewódzki przeprowadził kilkugodzinną konferencję naukową pt. "Zwycięzcom 1920". Wystąpili wybitni historycy i znawcy tematyki wojny polsko-bolszewickiej oraz najnowszej historii Polski oraz Europy.
Na początku konferencji Piotr Toczyński z Narodowego Banku Polskiego zaprezentował specjalnie wydany banknot 20-złotowy z okazji 100. rocznicy Bitwy Warszawskiej. Został on wyemitowany 11 sierpnia i nie można go już kupić. Ma wymiary podobnej wielkości, co banknot 500-złotowy. Nakład wynosił 60 tys. sztuk. Nie jest to banknot obiegowy, a zatem nie można nim płacić.
Losy Polaków oraz cały kontekst wojny polsko-bolszewickiej przedstawili w debacie pt. "Wojna o wszystko" prof. Janusz Odziemkowski, prof. Krzysztof Kawalec oraz prof. Jan Kęsik.
- Często w kontekście tego konfliktu zbrojnego mówimy o wojnie o granice wschodnie Polski, o niepodległość kraju, o tym, że zatrzymaliśmy marsz bolszewizmu na zachód. Ale zapominamy o rzeczy najważniejszej. Stalin uważał, że nie należy włączać Polski do federacji krajów Rosji bolszewickiej. Według niego, na to nie zasługiwaliśmy, bo podnieśliśmy rękę na Armię Czerwoną. Tak naprawdę, jeśli chcemy zrozumieć znaczenie stwierdzenia "wojna o wszystko", musimy sobie przypomnieć, co nam bolszewicy szykowali w przypadku swojego zwycięstwa - stwierdził prof. Odziemkowski.
Plan Lenina z roku 1920 zakładał wieszanie kolejnych klas społecznych, 100 tys. rubli nagrody za przyprowadzenie przed trybunał rewolucyjny każdego Polaka, który jest kontrrewolucjonistą, aresztowanie wszystkich Polaków, którzy pomagali walczyć z Armią Czerwoną, czyli de facto połowy społeczeństwa.
- To byłaby likwidacja fizyczna narodu. Cała elita zostałaby wyrżnięta. Lenin chciał jednych napuszczać na drugich i to z jego perspektywy byłby piękny plan. Chciano nas doprowadzić do poziomu takiego społeczeństwa, które łatwo będzie zbolszewizować i które zapomni o polskości. Czy w takim przypadku Polska powstałaby po II wojnie światowej? Gdyby żołnierz polski przegrał nad Wisłą, bylibyśmy zupełnie innym narodem. Do Europy Zachodniej mielibyśmy dalej dziś niż Białoruś. Można sobie Polskę zobaczyć bez Wilna i bez Lwowa, ale bez narodu? - zastanawiał się prof. Odziemkowski.
Polska strona w wojnie polsko-bolszewickiej miała zdecydowanie mniejszy potencjał. Zlepiła się chwilę wcześniej z obszarów peryferyjnych dawnych mocarstw Europy Środkowo-Wschodniej. W dodatku na terenie, na którym nie znajdowała się jakakolwiek godna uwagi infrastruktura wojskowa. Bolszewicy dysponowali oparciem materiałowym dla jednej z najsilniejszych armii świata w postaci przemysłu po carskiej Rosji.
- W tym starciu bardzo niewiele przemawiało za Polską. Praktycznie każdy pocisk wystrzelony przez polskiego żołnierza był wcześniej dostarczony z zewnątrz. Fakt, że trudności logistyczne zostały przezwyciężone, jest dzisiaj argumentem obalającym pogląd o polskiej niezdolności do organizowania się. Korzystaliśmy maksymalnie z tego, co się udało ze świata sprowadzić, oczywiście po warunkach kredytowych - oświadczył prof. Kawalec.
Dlaczego w starciu z bolszewicką Rosją nie pomogły nam państwa zachodniej Europy? - Perspektywa zachodnia wyglądała nieciekawie. Mieli oni bowiem za sobą morderczą I wojnę światową, która z punktu widzenia przeżyć szeregowego żołnierza była rujnująca oraz bardzo krwawa. Francja straciła w czasie I wojny światowej prawie 3 razy tyle ludności, co w czasie II wojny światowej. Dlatego nie miała możliwości fizycznej pakowania się w kolejny konflikt zbrojny o długotrwałym charakterze i niepewnych perspektywach. Poza tym opinia publiczna, która odgrywa w krajach Zachodu znacząca rolę, nieprzychylnie patrzyła na takie działania - mówił prof. Kawalec.
Zachód ogarnął wówczas paraliżujący lęk przed powtórzeniem się koszmaru okopowej wojny. Polska strona głośno mówiła o starciu cywilizacyjnym. - W trakcie tej wojny bolszewicy odwoływali się do nacjonalizmu wielkoruskiego jako elementu, który miał przemawiać na ich korzyść. Podczas rokowań pokojowych Polska do pewnego stopnia uznawała Rosję bolszewicką za kontynuatorkę Rosji, ponieważ domagano się m.in. zwrotu taboru kolejowego, zajętego w latach 1914-1915 - przypomniał prof. Kęsik.
Jego zdaniem, walka z Rosją w latach 1919-1921 toczyła się głównie o zmianę geopolitycznego położenia Polski i pod tym względem okazała się przegrana. Celem Józefa Piłsudskiego było przesunięcie Rosji na wschód, czego nie udało się osiągnąć. Niepodległa Ukraina była jedynie środkiem do zmiany położenia Polski, ale nie celem samym w sobie. Rosja natomiast dążyła do przeniesienia rewolucji bolszewickiej do Europy Zachodniej, co zakończyło się fiaskiem.
- Ta wojna miała wiele aspektów, m.in. ten społeczny. My mówimy, że na przestrzeni XIX w. toczył się proces tworzenia politycznego narodu Polaków. Wojna 1919-1920 była ważny momentem, gdy ten proces tworzenia poszedł znacząco do przodu. Polacy odpowiedzieli wtedy masowym odzewem do obrony ojczyzny. Czy ta wojna była w pełni do wygrania? Czy udałoby się uzyskać lepsze granice? Wydaje mi się, że nie. Polska osiągnęła optymalne rozwiązanie, jakie było do zrealizowania - stwierdził prof. Kęsik.