- Ja was proszę, wy się nami interesujcie za tą kratą, żebyśmy się wszyscy w niebie spotkali. Mamy w tym interes! - mówił, przewodnicząc w klasztornej kaplicy we Wrocławiu Mszy św. w uroczystość św. Teresy od Dzieciątka Jezus.
Ks. Aleksander podczas homilii zaprosił słuchaczy na „dwie lekcje w szkole u św. Teresy od Dzieciątka Jezus” – dwie sprawy do przemyślenia.
Pierwsza z nich to nasze apostolstwo. Czternastoletnia Teresa przejęła się do głębi losem pewnego bandyty, Pranziniego, który został skazany na śmierć, a długo nie wykazywał skruchy i chęci pojednania się z Bogiem. Modliła się serdecznie w jego intencji, ofiarowywała umartwienia. Czy my podobnie przejmujemy się losem tych, którzy oddalają się od Boga?
„Chrześcijanin nie dbający o zbawienie bliźniego jest najbardziej nieczułym z ludzi (…) – pisał św. Jan Złotousty. – Czy zaczyn włożony do maki będzie nim prawdziwie, jeżeli jej całej nie zakwasi? A czy nazwiemy pachnidłem coś, co nie wydziela żadnego zapachu ani woni? (…). Natura nie znosi sprzeczności, więc do istoty chrześcijaństwa należy pociągać ku sobie innych (…). Bo łatwiej jest słońcu nie ogrzewać i nie świecić, niż chrześcijaninowi nie być światłością (…)”
– Tak: daj przykład, nie wykład! Krótko mówiąc: bądź święty! – wzywał ks. A. Radecki, zapraszając do wysłuchania drugiej lekcji – o pragnieniu świętości. Dla Teresy było ono oczywiste. A dla nas? Dlaczego nie życzymy jej innej, dlaczego czasem ją wykpiwamy?
– Gdyby stał tu przy mikrofonie ks. Stanisław Orzechowski, powiedziałby krótko: „Świętość jest naszym psim obowiązkiem!” Pan Bóg nie wymaga od nas, swoich stworzeń, rzeczy niemożliwych! – mówił kapłan, tłumacząc, za Katechizmem Kościoła Katolickiego, że duszą świętości jest miłość. Jest ona owocem zjednoczenia z Chrystusem, a droga do niej prowadzi przez Krzyż. Receptę, wręcz wzór na drogę zdobywania świętości podał św. Maksymilian M. Kolbe: Świętość = (miłość Boga + miłość człowieka) nieustannie powtarzane. – Modli jedni, mogli drudzy – możesz i ty! Tylko… czy chcesz? – pytał ks. Aleksander.
Każdy mógł zabrać do domu poświęcone płatki róż. Agata Combik /Foto Gość– W tym klasztorze chcemy się uczyć kochać. Chcę, żeby wasza miłość była interesowna! – zwrócił się do sióstr na zakończenie Mszy św., wspominając swoją wizytę u pewnej rodziny. Jedna z dziewczynek, Kasia, przeczytała gościowi z katechizmu: „Pan Jezus wzywa nas do bezinteresownej miłości”. Nie umiała wyjaśnić, co to znaczy. Kiedy jej ciocia postawiła przed kapłanem ciasto i herbatę, zapytał: „Myślisz, że ciocia zrobiła to interesownie czy bezinteresownie”. Dziewczynka odparła: „Bezinteresownie”. „Skąd wiesz?” „Bo ciocia się księdzem zupełnie nie interesuje!”.
– Ja was proszę, wy się nami interesujcie za tą kratą, żebyśmy się wszyscy w niebie spotkali. Mamy w tym interes – zauważył. – Wy się interesujcie nami, my chcemy interesować się wami…
Pod koniec Eucharystii tradycyjnie poświęcone zostały płatki róż – symbol ofiarnej miłości. Błogosławieństwu kwiatów towarzyszy modlitwa zanoszona do Jezusa: „Spraw, by ci, którzy przyjmą je z wiarą, biegli za wonnością Twoich olejków i mogli uzyskać za wstawiennictwem tej świętej zdrowie duszy i ciała…”