W rzeczywistości pandemia mocno wystawia na próbę naszą miłość, cierpliwość oraz umiejętność napominania innych. "Więc załóż do cholery tę maskę, głupcze!".
Wielu z nas czuje, że pandemia coraz bardziej nas wymęcza. I nie chodzi tylko o stan zdrowia fizycznego, ale również o stan naszego ducha i psychiki. Od niedawna bardziej niż koronawirusa zacząłem obawiać się nienawiści, która infekuje chyba szybciej niż COVID-19.
Stoimy w kraju o krok, by rzucić się sobie do gardeł, deklamując z niezachwianą pewnością nasze mądrości, teorie, tezy i hipotezy. Rzucimy się na każdego: od ministra zdrowia, przez byłego ministra zdrowia, polityka, który nam nie pasuje, lekarza, który nie jest po naszej stronie, po sąsiada, który nie założył maseczki, jak wyrzucał śmieci (owszem, powinien!).
Oskarżamy się z jednej strony o brak wiary, tchórzostwo, naiwność, nadgorliwość, zbytnią uległość, podatność na manipulację, a z drugiej - o niesubordynację, odporność na wiedzę, głoszenie niedorzecznych teorii spiskowych i głupotę.
Po odwołaniu Pieszej Pielgrzymki Trzebnickiej do grobu św. Jadwigi nasłuchałem się od bliższych i dalszych znajomych wszystkich powyższych zarzutów kierowanych do różnych ludzi. Jedni od razu obwiniają cały Kościół i jego taktykę wobec epidemii, drudzy zawężają swoje pretensje do konkretnej grupy lub osób. Kiedy pielgrzymka jeszcze była w realnych planach, także dali o sobie znać ci, którzy by ją odwołali już na kilka edycji do przodu z powodu epidemii.
- Przestraszyliście się nędznego wirusa wobec Boga Wszechmogącego, który może wszystko i uchroni pobożnego!
- Nie wystawiajcie Boga na próbę, mamy rozum i wiemy, jakie koronawirus zbiera żniwo – środki ostrożności są niezbędne.
Długo tak nie wytrzymamy. I nie wykończy nas koronawirus, ale korony na naszych głowach. Bo każdy uważa się za króla prawdy, a ostatnią cnotą stała się ostatnio pokora. Zawsze znajdziesz w internecie coś, co podważy jakiś teraźniejszy paragraf. Bo przecież kto ma prawo dać ci mandat za brak maseczki? Wlepią, to pójdziesz do sądu i wygrasz!
I tak w kółko. Teraz widzę, że genialny sprawdzian ułożyła nam pandemia z umiejętności upominania bliźniego. Klęczę w katedrze na adoracji. Pan nie ma maseczki. Drugi mężczyzna zwraca mu uwagę: "Założy pan do cholery tę maskę, czy mam panu wyjaśnić na zewnątrz, jak się zakłada?". Zdziwiony niepokorny odpowiada: "Sam sobie noś ten kaganiec, ja nie jestem zmanipulowany i głupi".
Czy my jeszcze potrafimy zwrócić sobie uwagę, a także odpowiedzieć bez obrzucania błotem i wieszania psów? Z pełną kultury i miłości postawą? I przede wszystkim w spokoju, nawet jeśli ktoś przy nas wypowiada niedorzeczne dla nas teorie. Może to niewykonalne w tym nerwowym czasie.
Jak zdajemy ten egzamin? Jak mówiła moja nauczycielka chemii: "Max dopuszczający".
Bądźmy ostrożni wobec wirusa, ale nie zapominajmy o elementarnej empatii, bo więcej szkód narobimy sobie wrogością i arogancją niż drogą kropelkową.