Rozważanie z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na 28. niedzielę okresu zwykłego przygotował o. Oskar Maciaczyk OFM, duszpasterz akademicki.
Jako duszpasterz akademicki często mam okazję zapraszać studentów na różnego rodzaju wydarzenia ewangelizacyjne, formacyjne czy też po prostu spotkania o luźnym charakterze w duszpasterstwie akademickim. Spotykam się wtedy z różnymi reakcjami. Jedni przychodzą chętnie mówiąc, że czują potrzebę jakiejś zmiany w życiu duchowym, pewnego przewartościowania i pogłębienia wiary. Mówią niektórzy z wielką odwagą, że czują potrzebę nawrócenia, bo przecież w życiu można nawrócić się wiele razy.
Zastanawiam się jednak nad reakcjami niektórych osób, które słysząc zaproszenie na rekolekcje, zachętę do wzięcia udziału na przykład w seminarium odnowy wiary, czy w jakimś innym zorganizowanym duszpasterskim wydarzeniu, odmownie stwierdzają: „To nie dla mnie, to dla innych, bo to inni są bardziej zaangażowani, bo to inni potrafią się pięknie modlić, wykonywać uwielbieniowe pieśni, bo to inni dużo wiedzą o Bogu, znają Pismo Święte, katechizm. Ja nie nadaję się do tego”.
Można zatem zadać pytanie: „A kto się nadaje”? Chyba istnieje jakieś przekonanie, że wspólnota Kościoła jest dla ludzi już nieskazitelnych. Że jeżeli ktoś zaangażował się w życie wspólnot kościelnych uczestnicząc w rekolekcjach i innych wydarzeniach wspólnotowych, to już raczej nie jest człowiekiem ze słabościami i grzechami. I odwrotnie, że jeżeli ktoś czuje się grzesznikiem, człowiekiem, który narozrabiał, to już nie ma dla niego miejsca w jakiejkolwiek wspólnocie. Jednak to nie jest myślenie zgodne z myślą Ewangelii o Królestwie Bożym. Po co zatem Syn Boży przyszedł na ziemię? Czy po to, żeby poklepać po ramieniu najpobożniejszych i powiedzieć: „tak trzymajcie”, a resztą już się nie zajmować? Dla kogo Jezus umierał na krzyżu? Czy tylko dla tych, którzy z autentycznych pobudek religijnych powieszą w swoich mieszkaniach krzyż, albo powieszą, bo tak trzeba lub wypada?
W dzisiejszej liturgii niedzielnej słyszymy, jak Jezus głosi Dobrą Nowinę. Jezus po raz kolejny próbuje wyjaśnić królestwo Boże. Po raz kolejny próbuje przybliżyć je dokonując porównania, które będzie zrozumiałe dla Jego słuchaczy. W przypowieści słyszymy, że król wyprawia ucztę i chce zwołać wszystkich zaproszonych. Mają liczne wymówki. Drugie zaproszenie skierowane jest do wszystkich napotkanych. Sala biesiadna wypełniła się zwołanymi na ucztę. Jednak i tu pojawia się problem, bo nie każdy miał na sobie strój weselny. W tamtych czasach, kiedy król zwoływał ludzi do wspólnej biesiady, to również troszczył się o weselne szaty dla nich. Czy któryś z biesiadników nie czuł się być godnym przyjęcia czystych, weselnych szat?
Paradoks z przypowieści o uczcie królewskiej stale się powtarza w naszym życiu. Wciąż pozostajemy z poczuciem bycia niegodnym. Ile razy wygrywa sposób myślenia: „Nie będę się modlił, bo i tak mi wstyd stanąć przed Bogiem”. Albo: „Nie wejdę do kościoła, bo przecież po tym, co zrobiłem, to czy w ogóle Bóg chce mnie jeszcze znać”? Potrzebują wsparcia ci, którzy mówią: „Nie pójdę do spowiedzi, bo przecież Bóg to już nie chce na mnie patrzeć”. Na początku była już mowa, że są i tacy, którzy powiedzą: „Te propozycje różnych wspólnot, które są otwarte i zapraszają na rekolekcje i inne wydarzenia to są dla tych pobożnych, rozmodlonych, może nawet nieskazitelnych”. Jeżeli tak miałoby być, to Bóg byłby dla nikogo i przyszedłby na ziemię dla nikogo. To wszystko jest dla nas, bo przecież to co jest wspólnym dla nas, którzy stajemy przed Bogiem, to między innymi bycie grzesznikiem i bycie potrzebującym Jego Miłosierdzia.