Rozważanie z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na 33. niedzielę w okresie zwykłym przygotował o. Oskar Maciaczyk OFM, duszpasterz akademicki.
To był młody człowiek z niesamowitymi zdolnościami matematycznymi. Patrząc na dość skomplikowane równanie, potrzebował kilku sekund, żeby poukładać sobie wszystko w głowie, gdzieś głęboko spojrzeć, by w końcu podać prawidłowe rozwiązanie zadania. Po wynikach ważnego testu w gimnazjum nie potrafił przyjąć do wiadomości, że mając wpisany poprawny wynik równania nie otrzymał maksymalnej liczby punktów. Nie zauważył jednego. Polecenie nie brzmiało: „Podaj wynik”, lecz: „Wykonaj pisemnie obliczenie, pamiętając o kolejności działań”.
Z jakimikolwiek zadaniami w naszym życiu już tak jest, że są one po to, żeby je rozwiązywać. Czy w podręcznikach szkolnych zadania z różnych przedmiotów są po to, żeby jedynie wypełnić wolne miejsce na stronie książki? Czy są po to, żeby jedynie zająć czas? Czy są tylko dla rozrywki i przyjemności? Zadania szkolne są przecież po to, żeby się uczyć, żeby pokonując trudności, zdobywać kolejne umiejętności, które pozwalają coś w życiu osiągnąć, coś w sobie wytrenować, do czegoś konkretnego się przygotować. Przecież w życiu tak często nie ma miejsca na to, by popełnić błąd. Są takie sytuacje, kiedy jeden błąd, jedno niedopełnienie obowiązków może przekreślić całą karierę życiową. Jeden błąd może doprowadzić do sytuacji, że nagle na drodze życiowego powołania pojawi się niestety drogowy znak informujący, że oto koniec drogi. Jeden popełniony w życiu błąd to w końcu nie tylko osobiste, tragiczne doświadczenie, ale to również, a może przede wszystkim, kwestia czyjegoś żyć albo umrzeć.
Takie właśnie myśli wybrzmiewają dzisiaj w naszym cyklu rozważań, ponieważ w liturgii mszalnej dzisiejszej niedzieli czytana jest przypowieść o talentach. Słyszeliśmy już zapewne niejeden raz w różnych objaśnieniach tej przypowieści, że przekazane przez owego majętnego człowieka talenty, to oczywiście rodzaj waluty. W Ewangelii według św. Mateusza talenty rozumiane są również jako różne okazje, jakie życie przynosi każdemu człowiekowi. W tym fragmencie talenty dla Mateusza to odpowiedzialność, to zadania albo obowiązki, jakie są człowiekowi powierzone. Czytamy przecież w przypowieści, że właściciel majątku dał „każdemu według jego zdolności” (Mt 25,15).
Pierwszy i drugi sługa podwoili talenty. Oni w przypowieści zostali pozytywnymi bohaterami, o których myśląc, Jezus rzekł: „Kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie” (Mt 25,29). Oni rozwiązują zadanie, które zostało im zlecone. W końcu o czym Jezus naucza przez całą swoją publiczną działalność? O rozmnażaniu pieniędzy? O odsetkach na oszczędnościowych rachunkach bankowych? O tym, żeby każdemu na swoim podwórku było dobrze i przyjemnie? Oczywiście, że nie.
Zadajmy sobie pytanie: „Co mamy na tym świecie, czego byśmy nie otrzymali”? Przecież nadzy się urodziliśmy i po śmierci nic nam już nie będzie potrzebne z tego, czym dysponowaliśmy za życia. Nic ze sobą nie zabierzemy. I to jest właśnie niesamowity akt miłości, dać komuś swoje życie. Dać komuś siebie. Dać komuś to, co mam. A dlaczego to mam? Dlaczego mam takie, a nie inne umiejętności? Dlaczego mam takie, a nie inne życiowe powołanie? Owe biblijne talenty powierza mi Bóg. Kiedy inwestuję w nie, korzystają inni ludzie, oraz Bóg coś odbiera – odbiera chwałę, kiedy urzeczywistnia się przeze miłość i błogosławi dalszemu pomnażaniu miłości i budowaniu królestwa na świecie.
Ostatni sługa został negatywnym bohaterem przypowieści. To o nim Jezus myślał, mówiąc: „Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma” (Mt 25,29). On swoje powołanie zakopując, ukrył. Nie zadał sobie wysiłku rozwiązania życiowego zadania. Pozostał egoistą, pomyślał jedynie o własnym interesie, żeby wizerunkowo wypaść jak najlepiej – bo przecież jeżeli coś ukryję, to nikt mi tego nie ukradnie, na pewno tego nie stracę. W ogóle nic nie stracę. W odpowiednim czasie wyciągnę ukrytego asa, i będę wobec swojego pana fair. W duchowym rozumieniu ewangelijnej przypowieści jest to człowiek, który nie dał możliwości pomnażaniu miłości, nie pozwolił na budowanie królestwa Bożego. Trzeci sługa postąpił tak, bo kierowały nim egoizm i zapatrzenie tylko we własne interesy.
Bóg-Miłość, czyli ewangelijny właściciel majątku powraca wciąż doglądać budowy swojego królestwa na ziemi. Dzisiaj wyobrażam siebie stojącego przed rozliczającym właścicielem. Jednym z rozliczających się bohaterów Ewangelii na pewno jestem.