Rozważanie z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na II niedzielę Adwentu przygotował o. Oskar Maciaczyk OFM, duszpasterz akademicki.
Adwent rozpoczął się już na dobre. Jeszcze tydzień temu można było usłyszeć w homiliach, jak również przeczytać w licznych internetowych komentarzach, że w Adwencie chodzi o czuwanie. Wielu zapewne rozpoczęło owo czuwanie na różne sposoby. Niektórzy dzielą się ze mną swoim rozumieniem istoty czuwania. Wielu opowiada o swoich postanowieniach, o rezygnacji z czegoś, co przeszkadza w dobrym życiu, o wprowadzeniu czegoś nowego do przeżywania swojej religijności. Wielu z kolei mówi wprost o swoim podejściu, jakże oczywiście słusznym podejściu, że Adwent to czas radosnego oczekiwania i wypełniony jest wydarzeniami, które między innymi wprowadzają w jedyny w swoim rodzaju świąteczny klimat i w przeżycie tajemnicy uroczystości Narodzenia Pańskiego.
Jesteśmy przekonani, że słowa Jezusa: „Czuwajcie!”, które usłyszeliśmy tydzień temu odnoszą się do powtórnego przyjścia Chrystusa na końcu czasów. Dzisiaj natomiast słyszymy i przeżywamy w liturgii wydarzenie, które odnosi się do historycznego przyjścia Zbawiciela. Jan Chrzciciel jawi się jako ten, który ma bezpośrednio ogłosić, że rozpocznie się publiczna działalność oczekiwanego Mesjasza. Taka kolejność ułożenia tematów w liturgii poprzez dobór fragmentów Ewangelii wcale nie powinny prowadzić nas do dezorientacji i powiedzenia, że pomieszane z poplątanym. Orędzie liturgii drugiej niedzieli Adwentu jeszcze bardziej ukazuje nam, jak rozumieć owo czuwanie, które ma mieć miejsce w całym naszym życiu, a nie jedynie zimą, w grudniu, tuż przed Bożym Narodzeniem. Czas radosnego oczekiwania, tak na zbliżające się święta, jak również na powtórne przyjście Chrystusa, czy też na zakończenie swojego doczesnego życia, powinien wyrażać się przez chrześcijan postawami, do których wzywa nas dzisiaj Jan Chrzciciel.
Do czego zatem wzywa nas Jan Chrzciciel? Ewangelista pisze, że w nim wypełnia się proroctwo Izajasza: „Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, prostujcie dla Niego ścieżki” (Mk 1,3). Jan Chrzciciel nie udzielał jeszcze sakramentu w imię Jezusa, który całkowicie gładził grzech, ponieważ misterium paschalne – śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa - jeszcze nie nastąpiło, ale był tym, który głosił chrzest nawrócenia. Ci, którzy go słuchali podchodzili do niego, chcieli przyjąć Janowy chrzest nawrócenia, ponieważ wyrażali pragnienie oderwania się od grzechu, który odbiera życie. Żydów przecież przerażała wizja śmierci z powodu swojego grzechu: „Zapłatą za grzech jest śmierć” (Rz 6,23). Słyszeli z ust Jana, że on chrzci ich wodą wzywając do radykalnej zmiany swojego życia, ale niebawem doświadczą czegoś, na co naprawdę czekają, co całkowicie zaspokoi ich pragnienia, zabierze lęk przed śmiercią, da pełnię życia. Jan Chrzciciel ogłasza, że ten, który po nim idzie ochrzci ich Duchem Świętym. W zapowiadanym Mesjaszu spełni się owo pragnienie życia.
Ci, którzy podchodzili do Jana wyznawali swoje grzechy. Szczerze wyznać swoje grzechy to znaczy zapłakać nad sobą, nad swoją sytuacją. Wyznać swoje grzechy z pragnieniem prawdziwego życia to znaczy głęboko żałować, to mocno pragnąć zmienić swój sposób życia. Wyznać szczerze swoje grzechy to wyrazić swój lęk przed śmiercią, przed nicością. Wyznać szczerze swoje grzechy to okazać pragnienie życia, które jest życiem z Boga, z Bogiem, w Bogu. On jest życiem.
Czy jest czasem radosnego oczekiwania trwanie w zakłamaniu? Czy radosny czas oczekiwania może zaistnieć tam, gdzie następuje oszukiwanie samego siebie, że wszystko jest dobrze, że jakoś dam radę żyć ze swoim grzesznym sposobem bycia? Czy radosny czas oczekiwania może zaistnieć tam, gdzie jest próba oszukiwania Boga? Piszę w tym momencie celowo „próba oszukiwania Boga” zamiast „oszukiwanie Boga”. Bo czy da się oszukać Boga? Spróbować oszukać Boga da się na pewno, ale nie da się Go oszukać.
Skoro jest to czas radosnego oczekiwania, to nic dziwnego, że będziemy poszukiwać czego się tylko da, żeby pobudzać w sobie wszystko, co tylko tej radości przymnoży. Prawdą jest, że przedświąteczny czas jest piękny, wypełniony w naszej kulturze zwyczajami, które powodują w nas niecodzienne doznania, które dorosłych prowadzą do wspomnień słodkiego dzieciństwa. I choć powiedzenie, że jest to „magiczny czas” nie należy do chrześcijańskich sloganów, to rzeczywiście kryje się w nim bardzo wiele z tego, co czujemy i przeżywamy w świątecznym czasie. Czy jednak Adwent może być radosnym czasem oczekiwania na spotkanie z Bogiem twarzą twarz, kiedy żyje się przed Nim w lęku? Kiedy sumienie podpowiada, że świadome i dobrowolne decyzje i wybory, słowa i czyny nie są zgodne z wolą Boga, który jest źródłem i celem życia?
W adwentowej szkole czuwania spotykamy zatem Jana Chrzciciela, który uczy nas, czym jest prawdziwe czuwanie. Czuwanie jest prostowaniem dróg swojego życia przez płakanie nad sobą, przez oddanie grzechów Jezusowi Chrystusowi w sakramencie pokuty i pojednania, przez pragnienie zmiany swojego życia. Jeżeli tak właśnie będzie, wtedy nastąpi jedyny w swoim rodzaju radosny czas oczekiwania wolny od zakłamania, paraliżujących lęków przed obnażeniem prawdy, bez szukania ułudy szczęścia i namiastek wszystkiego, co przykrywa smutek i lęk. Całe życie stanie się wtedy prawdziwym adwentowym czasem.