Patrząc na to, co się dzieje dzisiaj w Polsce, ogarnia nas smutek. Nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Po prostu wykrzykujemy wulgarne słowa. Co zrobiliśmy z dziedzictwem Solidarności? - pytał ks. Paweł Cembrowicz w 39. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego.
Uroczystej Mszy Świętej 13 grudnia z udziałem pocztów sztandarowych przewodniczył proboszcz archikatedry wrocławskiej, koncelebrowali ją ks. Stanisław Pawlaczek, kapelan senior dolnośląskiej Solidarności, oraz ks. Artur Szela, obecny kapelan Solidarności. W modlitwie uczestniczyli m.in. przewodniczący dolnośląskiej "S" Kazimierz Kimso oraz dolnośląski kurator oświaty Roman Kowalczyk.
W homilii ks. Paweł Cembrowicz zwrócił uwagę, że dzisiaj żyjemy w świecie rozmytej tożsamości. Niejednokrotnie trudno nam w różnych środowiskach przyznać się, że jesteśmy katolikami, bo jeszcze będą się z nas śmiać. Powiedzą: "Jeszcze chodzisz do kościoła? To staroświeckie, zabobonne, to już nie jest w modzie".
- 39 lat temu o godzinie 6 rano został nadany komunikat przez gen. Jaruzelskiego, że wprowadzono w Polsce stan wojenny. Miałem wtedy 16 lat. To czas mojej młodości. Bardzo dobrze pamiętam tę chwilę, kiedy sąsiad z drugiego piętra zadzwonił kilka minut po godzinie 6 i mówi do mamy: włącz telewizor. To była niedziela. Mama włączyła i od razu się rozpłakała, że wybuchła wojnę. Moi rodzice przeżyli wojnę. To było ich dzieciństwo, ich młodość. Tato walczył w partyzantce w Armii Krajowej. Tamte wspomnienia wróciły po latach w czasie stanu wojennego. Przyszedł bardzo smutny okres - opowiadał w ks. Paweł Cembrowicz.
Jak podkreślił, stan wojenny pozwolił przetrwać ruch społeczny, który skupił 10 milionów Polaków - Solidarność. Ksiądz Jerzy Popiełuszko gromadził ludzi na Mszach za ojczyznę. Odwiedzał wiele miejsc i parafii.
- A niektórzy do dzisiaj mówią, że zajmował się polityką. Nie zajmował się polityką. Chodziło o człowieka i jego godność. Jeśli poczytacie jego kazania, zwrócicie uwagę, że nigdy nie nawoływał do tego, by być przeciwko komuś. Przeciwko złu - tak. Śpiewaliśmy wtedy: "Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie". Pan Bóg wysłuchał tej modlitwy i doczekaliśmy wolnej ojczyzny - mówił proboszcz parafii katedralnej.
Jak stwierdził, pytania, które się cisną na usta, to: co z tym wszystkim zrobiliśmy? Co z tym robimy? Na ile młodszemu pokoleniu przekazaliśmy wartości z tamtego czasu, na ile wpoiliśmy zasadę solidarności?
- Patrząc na to, co się dzieje dzisiaj w Polsce, ogarnia nas smutek. Nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Po prostu wykrzykujemy wulgarne słowa. Została przełamana kolejna bariera. Przeżywaliśmy to z księżmi kilka tygodni temu na Ostrowie Tumskim. To jak echo zostało w głowie. Pytanie do młodego pokolenia: na ile mamy świadomość tego, co przeżyli nasi dziadkowie i rodzice? - pytał ks. Cembrowicz.
Jego zdaniem ulegliśmy strasznej pokusie, że nie ma prawdy obiektywnej, a każdy ma swoją prawdę. Potem postawiono wolność na piedestale, która stała się samowolą. Jak dzisiaj jest trudno odwołać się do prawdy obiektywnej, która, jeśli znajduje się na pierwszym miejscu, wyzwala miłość i solidarność.
- Mylimy wolność ze zniewoleniem, dlatego potrzeba nam właściwego rozeznania. Znacie parafrazę tej modlitwy za ojczyznę? "Przed Twe ołtarze zanosim błaganie, wolność już mamy, daj nam rozum, Panie". W czasie pandemii rwą nam się międzyludzkie relację. Niezwykle ważne okazuje się stanięcie po stronie prawdy obiektywnej, nie tego jak mi się wydaje, ale tego jak jest - oświadczył kaznodzieja.