Rozważanie z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na IV niedzielę Adwentu przygotował o. Oskar Maciaczyk OFM, duszpasterz akademicki.
Nie trzeba nikogo przekonywać, zwłaszcza w czasie pandemii, że znaleźć się w sytuacji pokrzyżowanych planów jest sprawą nieprzyjemną i trudną do zaakceptowania. Odwołane wesela i inne uroczystości rodzinne. Przesunięte na późniejszy termin wielkie jubileusze i imprezy. Biznesowe projekty niczym upadający gliniany dzban. Można jeszcze wymieniać i wymieniać. Bez dwóch zdań - trudno jest człowiekowi odnaleźć się w tej rzeczywistości. Jedni sobie jakoś radzą, innym przychodzi to z trudnością, jeszcze inni są w sytuacji totalnego nieradzenia sobie ze skutkami obostrzeń.
Nie będę pisał dzisiaj o konkretnych sposobach radzenia sobie z kryzysem. Nie będę dotykał również tematów psychologicznych. Wiem, że są one w tym czasie bardzo istotne i potrzebne. Chciałbym natomiast, żebyśmy w ostatnią niedzielę Adwentu, tuż przed Bożym Narodzeniem spojrzeli w kontekście naszej obecnej sytuacji na los Maryi z Nazaretu. Liturgia słowa Bożego dzisiejszej niedzieli prowadzi nas do małej miejscowości w Galilei, gdzie mieszkała i wychowywała się Maryja. Myślę, że pomocne na dzisiejsze czasy jest wpatrywanie się w Maryję, która dostosowuje się do sytuacji, która niespodziewanie na Nią spada. Maryja jest mistrzynią w szkole przyjmowania z pokorą i cierpliwością tego wszystkiego, co nagle staje się częścią życia, choć nie było to wcześniej w Jej osobistych projektach.
Jest czymś bardzo ważnym przyglądać się wszystkim wątkom życia wybranej przez Boga kobiety, żeby kształtować w sobie zdrową pobożność maryjną. My, katolicy w Polsce odbierani jesteśmy przez naszych braci i siostry z innych krajów jako naród pielęgnujący duchowość maryjną. Tym bardziej dobrze będzie zgłębiać wydarzenia z Jej życia. W Piśmie Świętym poznajemy prawdziwy obraz Maryi. Widzimy Jej wybranie przez Boga, Jej powołanie, Jej odpowiedź na wezwanie Boga oraz Jej drogę bliskiego bycia przy Synu Boga aż po Jego śmierć krzyżową. Widzimy również Jej obecność przy apostołach w pierwszych chwilach istnienia Kościoła. W czytanym podczas dzisiejszej liturgii fragmencie Ewangelii możemy usłyszeć, jak w jednym momencie życie Maryi z Nazaretu obróciło się do góry nogami. Co prawda, dzisiaj wiemy, że przyjście Anioła zaowocowało czymś pięknym dla samej Maryi, ale również czymś bardzo wielkim i ważnym w skutkach dla ludzi całego świata i wszystkich czasów. Jednak, co mogła pomyśleć Maryja w tym momencie, kiedy nagle dowiaduje się, że w Jej życiu wydarzy się coś, czego do tej pory nie miało miejsca na świecie, że pocznie za sprawą Ducha Świętego. Przecież to jest nielogiczne, wbrew prawom fizyki, biologii i medycyny. Wiemy również, że koniec końców stało się tak, jak Anioł zapowiedział. W momencie, w którym Anioł ogłasza pomysł Boga na życie Maryi, Ona przyjmuje wolę Boga z pokorą. Jedynym pytaniem, skąd inąd po ludzku logicznym pytaniem w tak niebywałej dotąd sytuacji zwiastowania jest: „Ale jak to się stanie, skoro nie znam męża?”
To pytanie staje się bardzo ważne nie tylko dla Maryi, ale również jest ważne dla nas. Możemy bowiem uchwycić w tym momencie bardzo ważny fakt. Maryja wcale nie chciała oszukać Anioła, że nie zna męża. Ona Józefa bardzo dobrze znała i była z nim już poślubiona. Natomiast nie było jeszcze w ich życiu obrzędu przeprowadzki do jednego domu. Dlatego Maryja zapytała, jak może począć, skoro nie zna męża. Dla Maryi „znać” znaczy żyć bardzo blisko. Wyrazem bliskiego życia jest dzielenie wspólnego domu. W tym przypadku chodzi o dzielenie tego, co najbardziej intymne. „Znać” dla Maryi to wspólne życie w bardzo intymnej rzeczywistości. Z owego sformułowania wywodzi się zatem „współżycie”.
Czy Maryja z kolei znała Boga? Syn Boży rodzi się z Maryi, która pokornie przyjęła Jego wolę. Czy byłoby stać Ją na taką pokorę, na posłuszeństwo i stanie się służebnicą Pana, gdyby Go nie znała? Maryja żyła prawem Bożym, żyła Bogiem, była z Nim w bardzo intymnej relacji. Nie wstydziła się przed Nim. Kiedy Bóg wychodzi do grzeszników, ci się chowają przed Nim ze wstydu. Bóg przechadzał się po ogrodzie szukając Adama: „Adamie, gdzie jesteś?” Ten odpowiedział: „Ukryłem się, bo jestem nagi”. Nagość to obnażenie, które jest odkryciem grzechu. Maryja nie musiała uciekać przed Bogiem, nie musiała się przed Nim ukrywać. Nie chowała się, bo była bez grzechu. Znała Boga – żyła w Nim w bardzo intymnej relacji.
Powołanie Kościoła, jest wciąż aktualne: dawać Jezusa. Maryja, która wydała światu Syna Bożego poczęła za sprawą Ducha Świętego. Kościół dzięki zesłaniu Ducha Świętego powołany jest również do dawania światu Jezusa. Pytanie Maryi przeniesione na adresata, którym jest Bóg, powinno prowadzić chrześcijan wprost do odpowiedzi: „znam Boga, żyję z Nim w głębokiej przyjaźni, w bardzo intymnej relacji. Jestem przeniknięty Bogiem, wszystkim, co Boże. Nie ukrywam się przed Nim, bo nie mam co ukryć, nie uciekam przed Nim, bo nie muszę się przed Nim chować”.
Każdy z nas wciąż odczytuje pomysł Pana Boga na swoje życie. Mamy wiele pytań do Niego zwłaszcza w trudnych czasach. Może pojawić się wiele niezrozumienia wobec Pana Boga, zwłaszcza w sytuacji obostrzeń z powodu pandemii. Wielu nie potrafi uporać się z problemami ekonomicznymi i nie zrealizowanymi planami. Ale Bóg cały czas jest. Bóg cały czas do nas przychodzi. Mało tego, wciąż chce, żebyśmy realizowali Jego pomysł na nasze życie. Bóg cały czas chce, żebyśmy pełnili Jego wolę. Bóg chce, żebyśmy Go znali. A może właśnie o to najbardziej chodzi, żebyśmy mimo wszystko Go znali. A wtedy nie będziemy przed Nim uciekać i się chować