Rozważanie z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na VI niedzielę okresu zwykłego przygotował o. Oskar Maciaczyk OFM, duszpasterz akademicki.
Widzą osobę duchowną i... albo nie reagują, albo pozdrowią z uśmiechem, albo rzucą kilka sloganowo powtarzanych "ciepłych" słów.
Ten mężczyzna, który zobaczył mnie przechodzącego przez hol kolejowego dworca głównego we Wrocławiu, nie umiał milczeć. Nie były to słowa wielbiące Boga ani tym bardziej bluźnierstwo. Były to słowa rozpaczy i beznadziei, w których kryła się samotność. Wołał: "Proszę braciszka od św. Franciszka! Dla mnie nie ma już ratunku! Nie mam nikogo i nie dziwię się, że odwrócili się ode mnie po tym, co zrobiłem... Nie mam nikogo. Do kościoła nie mam nawet co wchodzić, bo Bóg mi i tak nie przebaczy. U Niego jestem już skreślony. Jestem wrakiem człowieka. Koniec! Koniec! Koniec!". Wyrzucił to z siebie z ogromnym wyrażeniem potrzeby zrobienia tego, jak gdyby do tej pory nie miał najmniejszej do tego możliwości. Dookoła setki ludzi, lecz z oczu dało się odczytać jego przekonanie, że na dworcu jest sam. To nie był człowiek bezdomny. Był elegancko ubrany. Szedł na peron, miał bilet, nieduży bagaż, podróżował... skąd i dokąd? Nie wiem. Wiem jedno. Czuł się beznadziejnie.
Zapraszamy na transmisję Mszy św. o 10.00 z katedry wrocławskiej.
Są takie choroby, które zmuszają do pozostania w izolacji. Jednak trąd, o którym słyszymy w czasie niedzielnej Mszy św., to choroba traktowana przez Żydów nie tylko jak choroba fizyczna, ale przede wszystkim traktowano ją jako widzialny znak prowadzonego wcześniej grzesznego życia. W oczach Żydów trąd to kara Boska za grzech. Trędowaty spędzał ostatnie tygodnie swojego życia w odosobnieniu, poza miastem. Taki człowiek, choć jeszcze żył, był już społecznie i religijnie martwy. Nie mógł nawiązać kontaktu z drugim człowiekiem, nie mógł uczestniczyć w kulcie religijnym w synagodze. Można powiedzieć, że w mentalności Żyda trędowatemu nie przysługiwało nawet budowanie relacji z Bogiem. O czym taki człowiek myślał? Na pewno czuł się beznadziejnie.
Beznadziejność trędowatego zmienia Jezus. Robi to przez dotyk. Gest niebywały. Trędowatego przecież nie można było dotknąć. Każdy, kto dotknął chorego na trąd, stawał się nieczysty w sensie religijnym. Jezus dokonuje rewolucji. Cóż może uczynić nieczystym Najczystszego? Cóż może uczynić nieczystym Boga? Jezus zmienia beznadzieję w nadzieję przez dotyk, który jest znakiem bliskości i miłości, znakiem nawiązania bliskiej relacji.
Może wydawać się człowiekowi żyjącemu w grzechach, że Bogu nie można tego życia pokazać, bo Bóg jest Bogiem i On może zobaczyć tylko piękne, nieskazitelne życie. Może wydawać się czasami grzesznemu człowiekowi, że Bóg zgorszy się, jeżeli zobaczy moje sprawy, kłopoty, upadki, moje życie takie brzydkie...
A Bóg zna się na życiu jak nie zna się żaden człowiek. Zresztą to właśnie On człowieka zaplanował i tchnął życie. Bóg już stoi przy grzesznym człowieku, któremu sam udzielił wolności, i czeka... czeka na zawołanie: "Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić" (Mk 1,40).
W niedzielę warto przyjść na Mszę św. z myślą, że człowiek może stanąć przed Jezusem taki, jaki jest. Żadna ludzka nędza nie stanowi dla Niego przeszkody, ale jest przyczyną do okazania miłosierdzia. Gest miłosierdzia ma jednak jedną jedyną cenę. Jest nią autentyczna, pełna żalu i prawdy refleksja nad sobą.
Przed niedzielną Mszą św. warto podjąć refleksję nad sobą: Co sprawia, że zaczynam się izolować? Co sprawia, że z łatwością uciekam w egoizm? Kogo najczęściej unikam i dlaczego? Czy mam potrzebę obecności przy mnie drugiego człowieka? Jak ta obecność miałaby się wyrażać? Czy mam wrażenie, że ludzie ode mnie uciekają? Widząc mnie, "przechodzą nagle na drugą stronę ulicy". Dlaczego tak się dzieje? Co może być ze mną nie tak?
Po krótkiej refleksji idź do kościoła na niedzielną Mszę św. spotkać się z Jezusem, który mówi: "Chcę, bądź oczyszczony". Najpiękniejsze słowa, jakie możemy usłyszeć z ust kapłana, obok słów konsekracji chleba i wina, to słowa formuły rozgrzeszenia.