Skromny 92-letni krawiec z Wrocławia podbił serca internautów prostą przysługą

Pan Adam Duraziński szyje z pasji od 78 lat. Jest emerytem, ale mimo to nadal prowadzi swój niewielki zakład. W okresie pandemii liczba klientów znacznie mu spadła. Kilka dni temu kobieta przyniosła do niego sukienkę do poprawy. I sytuacja diametralnie się zmieniła.

Niewielka pracownia przy ulicy Sokolniczej 7/17 w drugim pawilonie we Wrocławiu z dnia na dzień zyskała sporą popularność.

Od piątku 12 lutego p. Adam Duraziński nie może narzekać na brak klientów, a wręcz przeciwnie - doświadczony i bardzo sympatyczny krawiec nie nadąża z odbieraniem telefonów.

92-latek jak na swój wiek jest w bardzo dobrej formie zarówno fizycznej, psychicznej i duchowej. Wita mnie z szerokim uśmiechem i ogromną kulturą. Jestem pierwszym dziennikarzem, który do niego zajrzał. Zaledwie po kilku minutach rozmowy orientuję się, że ma znakomitą pamięć. W czasie naszego spotkania przyjął kilka osób. To typ urokliwego gawędziarza, który skraca dystans, chętnie opowiada anegdotki, zagaja i z pasją opisuje swoją pracę.

- W piątek przyszła do mnie klientka pani Monika i prosiła o szybką korektę krawiecką sukienki, bo to bardzo pilne. Mówiła, że nikt nie chce się tego podjąć, a ma mało czasu. Przyjąłem zamówienie, żeby jej pomóc. Zobowiązałem się i wziąłem się do pracy. Nie odbierałem nawet telefonów, żeby zdążyć, bo chciałem być słowny - wspomina 92-latek.

Klientka zrobiła po kryjomu uczynnemu krawcowi zdjęcie przy pracy i wrzuciła je do internetu na portal społecznościowy Facebook. Poleciła go z całego serca, zachęciła do wsparcia, informując, że uratował ją przyjmując usługę natychmiast. Post w sieci w tempie błyskawicy roztoczył szerokie kręgi, trafiając do kilkudziesięciu tysięcy ludzi. Ujęci za serce internauci uruchomili także zbiórkę pieniędzy dla p. Adama na portalu zrzutka.pl. W kilkadziesiąt godzin zebrano prawie 11 tysięcy złotych - cztery razy więcej niż zakładano.

Jeden z najstarszych krawców w Polsce zupełnie się nie spodziewał takiego obrotu spraw. Już w piątek zaczął odbierać masę telefonów. Nie wiedział, co się dzieje.

- Moje zdjęcie krąży po internecie, a ja taki nieuczesany i zgarbiony. Nie wyszedłem za dobrze. (śmiech) - pokazuje poczucie humoru pan Adam. - Ale pani mnie w tym internecie zareklamowała i teraz… urywają mi się telefony! Dzwonią do mnie bez przerwy. Opisała mnie bardzo ładnie i nie ukrywam, że zrobiło mi się miło. Już nie jestem młody, ale wkładam całe serce w pracę. Na początku nie wiedziałem, o co chodzi. Ludzie nagle zaczęli składać zamówienia, a w pandemii, nie ukrywam, interes trochę przyhamował. Jest krucho, bo wielu boi się bezpośrednio do krawca przychodzić - mówi "Gościowi Niedzielnemu".

O internetowym pozytywnym zamieszaniu poinformował fachmistrza wnuczek. Pan Adam nie ukrywa, że cieszy go ta pomoc, bo spełnia się w swoim zawodzie. Lubi przebywać z ludźmi i służyć im swoim talentem. Jest kontaktowy, empatyczny i całe życie czerpał przyjemność ze swojej pracy.

A naukę szycia rozpoczął jeszcze w czasie II wojny światowej jako 14 latek w swoich rodzinnych stronach na Kielecczyźnie. Ma już więc niespełna 80 lat doświadczenia i obycia z polską modą!

A od dawna jest na emeryturze (niezbyt wysokiej), jednak jak zaznacza, nie chce być "klasycznym emerytem" i siedzieć w domu. - Kocham swoją prace, kocham ludzi, lubię z nimi rozmawiać. Bardzo dobrze czuję się w swojej pracowni. Uśmiech i zadowolenie klienta mnie motywują i sprawiają satysfakcję. A dopóki mam zdrowie, będę szył - deklaruje 92-latek.

Kiedy i jak trafił do Wrocławia z kieleckiego regionu? Kim był jego sąsiad o tajemniczym pseudonimie "Szary"? Gdzie pracował? Dlaczego musiał spać na dworcu? Dla kogo szył i jak zmieniała się polska moda, od kiedy chwycił za igłę i nić?

O tym przesympatyczny krawiec opowie w szerszym artykule czytelnikom "Gościa Niedzielnego" w 8. numerze, którzy ukaże się 28 lutego.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..