Rozważanie z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na II niedzielę Wielkiego Postu przygotował o. Oskar Maciaczyk OFM, duszpasterz akademicki.
Niesamowite jest to, że zakochani ludzie, a zwłaszcza zakochani młodzi ludzie, potrafią godzinami siedzieć ze sobą i patrzeć sobie w oczy bez słów. To jest piękne. Zawsze mnie to zachwycało. W tym patrzeniu sobie w oczy, w tym kontemplacyjnym i zakochanym spojrzeniu jest ogromna moc. Nie padają słowa, a zakochani tyle mówią całymi sobą. Zakochani patrzą na siebie i uczą się siebie, uzewnętrzniają się, poznają osobę kochaną, podejmują drogę zrozumienia kochanej osoby. Wpatrywanie się w oblicze drugiej osoby jest niczym czerpanie i dawanie niekończącego się źródła, jest niczym studnia bez dna.
"Ukaż mi, Panie, swą twarz! Daj mi usłyszeć Twój głos!" - śpiewamy w jednej z pieśni religijnych. Osobistej relacji z Bogiem możemy uczyć się przez nasze ziemskie relacje. Może być również odwrotnie. Czasami przychodzą do mnie ci, którzy skarżą się, że nie potrafią kochać Boga, nie potrafią Go rozumieć, nawet nie mają odwagi patrzeć Mu w oczy, kiedy przychodzi czas modlitwy, uklęknięcia przed Najświętszym Sakramentem, przed krzyżem, przed ikoną Chrystusa. Jezus sam o osobie powiedział: "Kto Mnie widzi, widzi także Ojca". Może być tak, że trudność w budowaniu miłosnej relacji z Bogiem spowodowana jest brakiem chrześcijańskiej miłości bliźniego oraz chrześcijańskiej miłości siebie samego. Patrzeć sobie w oczy możemy uczyć się całe życie. Będąc przekonanym, jak wielką moc ma spojrzenie w ludzkie oczy, będziemy pragnąć modlitwy głębokim spojrzeniem w oczy Boga. On już na nas patrzy spojrzeniem pełnym miłości. Pierwszy inicjuje relację. On pierwszy kocha.
Dzisiaj w liturgii eucharystycznej słyszymy fragment z Ewangelii św. Marka, który opowiada o pobycie Jezusa wraz z Piotrem, Jakubem i Janem na górze Tabor. "Tam się przemienił wobec nich" (Mk 9,2). Ewangelista pisze, że uczniowie Jezusa byli z tego powodu bardzo przestraszeni, nie wiedzieli, co powiedzieć i jak się zachować. Kiedy słyszeli natomiast zapowiedź Jego męki zaraz po wydarzeniu przemienienia, nic z tego nie rozumieli, a nawet się zasmucili. Dlaczego trzej uczniowie mieli problem z przyjęciem prawdy o zapowiadanej śmierci Jezusa? Dlaczego doświadczenie na górze Tabor nie przysposobiło ich do tego, by w Wielki Piątek być wiernie przy Jezusie z wiarą, że On, tak jak mówił i całym sobą pokazał, zmartwychwstanie i będzie żył w ciele uwielbionym? Czego im zabrakło?
Pytanie, czego zabrakło uczniom w czasie pobytu na górze Tabor, jest pytaniem bardzo ważnym dla nas. Ewangelista Łukasz, opisując to wydarzenie, podkreślił, że Jezus zabrał tam swoich uczniów, żeby się modlić. Na górze Przemienienia uczniom zabrakło dwóch rzeczy. Po pierwsze nie potrafili towarzyszyć Jezusowi w Jego modlitwie. Po drugie zrezygnowali z wpatrywania się Jego oblicze. Gdyby kontemplowali Jego oblicze, gdyby czytali Jego twarz, nie zostawiliby Go w Ogrodzie Oliwnym, kiedy modląc się, toczył walkę. Nie zostawiliby Go, kiedy niósł krzyż i umierał na nim. Nie mieliby problemu z przyjęciem wieści o tym, że Pan zmartwychwstał i żyje.
A my?
Gdybyśmy więcej towarzyszyli Jezusowi i gdybyśmy więcej wpatrywali się w Jego oblicze...