Rozważanie z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na Niedzielę Miłosierdzia Bożego przygotował o. Oskar Maciaczyk OFM, duszpasterz akademicki.
Ludzie potrzebują jakiegoś potwierdzenia miłości od ukochanej osoby. Czasami kobiety przez łzy wypowiadają się, że mąż już bardzo dawno nie powiedział "Kocham cię". Mężczyźni podchodzą z kolei do tego często z humorem twierdząc: "Przecież raz już powiedziałem, że kocham i nic się od tamtej pory nie zmieniło. Jeżeli coś się zmieni, to powiem". W wyrażaniu miłości słowa odgrywają bądź co bądź bardzo ważną rolę i szkoda, kiedy brakuje w małżeństwach, narzeczeństwach i tworzących się co dopiero związkach autentycznych wyrażeń pełnych ładunku żywionych uczuć.
Czymś pięknym i idealnym jest z kolei taka sytuacja, kiedy słowa są zbędne. Chodzi o takie sytuacje, kiedy czyny i postawa mówią za siebie: „Nie musisz mi nawet mówić, że mnie kochasz, bo ja to czuję, ja to wiem, ja temu nie mogę zaprzeczyć”. Podobnie może być z przyjaźnią. Dobrze przeżywana przyjaźń oparta na zaufaniu i mocnych fundamentach, nie potrzebuje słów pełnych zapewnień: "Jesteś moim przyjacielem. My się przyjaźnimy". Przyjaźń nie jest po to, żeby tylko o niej gadać, ale po to, żeby ją przeżywać.
Czy zauważyliście, kochani czytelnicy cyklu "Nim Rozpocznie się Niedziela", że zjawiający się zmartwychwstały Jezus Chrystus rozpoznawany jest zawsze po czynach miłości? Jezus zjawia się to tu, to tam, a nie poznają Go najbliżsi Mu ludzie. Jezus staje obok nich, jest tak bardzo blisko, widzą Go doskonale, ale rozpoznają w Nim Pana dopiero po czynie miłości. Maria Magdalena rozpoznała Jezusa dopiero wtedy, kiedy swoim tajemniczym głosem wypowiedział: "Mario". Umiłowany uczeń Jan rozpoznał Go dopiero wtedy, gdy zobaczył cud obfitego połowu ryb. W drodze do Emaus uczniowie rozpoznali Go dopiero przy łamaniu chleba. Dzisiaj Jezus zjawia się wobec apostołów w wieczerniku. Tutaj też rozpoznają Go po Jego miłości. Jezus pokazuje rany, które okazały się być najdoskonalszym wyrazem Jego miłości do człowieka. Zmartwychwstały Chrystus nie musi już mówić, że kocha. On pokazuje, że kocha. Dzięki czynom miłości mogli Go rozpoznać.
Jezus pokazuje apostołom swój przebity bok, a kiedy powraca do wieczernika tydzień później, pozwala apostołowi Tomaszowi nawet dotknąć owego wyrazu miłości. Ciało Chrystusa jest uwielbione. Zmartwychwstały już nie cierpi, ale rany pozostały. Te rany już nie bolą i nie krwawią. Te rany stały się faktem przez grzech świata. Ból tych ran został już pokonany. Mimo wszystko rany nie zniknęły. Apostołowie i niewiasty, którym pokazał się Zmartwychwstały, jest rozpoznany, przyjęty i na nowo pokochany przez miłość Boga do człowieka. Ta miłość Boga nie wypełniła się jedynie przez czułe słówka, zapewnienia, obietnice, ale przez konkretny czyn ofiarny.
Kiedy Jezus objawia się siostrze Faustynie w jej klasztornej celi, to właśnie objawia się jako Miłosierdzie. Chrystus pokazuje swoje rany, które są największym dowodem Jego miłości. Właśnie takiego Jezusa każe namalować. Takiego Jezusa Chrystusa możemy dziś widzieć. Ciało Jezusa mogłoby mieć najróżniejsze kolory, a sam Jezus mógłby być wyrażony przez artystę na najrozmaitsze sposoby, ale jednak rozpoznajemy Go przez miłosierną miłość. Co sprawia, że padamy przed tym obrazem na kolana i łzy wylewamy? Czy to, że namalowany jest człowiek? Czy to, że namalowany jest mężczyzna? Wiele obrazów portretowych widziałem, ale ten rzuca na kolana. Ten człowiek ma rany. Tego człowieka już zabili. Ten człowiek jednak żyje. Ten człowiek to Bóg. Ten Bóg to Miłosierdzie dla nas i całego świata.