Aleksandra Żuber pokazuje na swoim przykładzie, jak odczytywać wolę Bożą i żyć z pasją.
W dobie niezdecydowania, frustracji, dylematów i pogoni za pieniądzem młodym ludziom coraz trudniej usłyszeć głos Boga. Głos, który nie zawsze wzywa do zakonu lub do seminarium, lecz kieruje do tego, do czego człowiek został przez Stwórcę powołany. Wiele życiowych zakłóceń sprawia, że podejmujemy nietrafione decyzje w gonitwie za szczęściem.
Aleksandra jest instruktorem odnowy biologicznej. Inaczej mówiąc - stawia ludzi na nogi przez masaż. To jej pasja, ale żeby do niej dojść zawodowo, musiała dobrze rozeznać swoją drogę i włożyć sporo pracy. Jak odkryła swój talent?
- Wykonywanie masaży zawsze mnie interesowało. Odkąd pamiętam, gdy tylko miałam możliwość, robiłam komuś masaż. Na przerwie między lekcjami, podczas górskich wypraw oraz rodzinie w domu. Zawsze, gdy nadarzała się okazja - wspomina 26-latka.
Najpierw skończyła studia licencjackie - zarządzanie przedsiębiorstwem na Politechnice Wrocławskiej. Kiedy wybrała studia magisterskie na Akademii Wychowania Fizycznego, znalazła tam i podjęła kurs instruktora odnowy biologicznej. Nadszedł jednak dla niej trudny okres w życiu prywatnym. Nie poddała się i rok po zakończonym kursie, w 2019 r., zdała egzamin.
- W tym czasie miały miejsce dwie sytuacje, w których Bóg powiedział mi, że to moja droga i moje powołanie - opowiada A. Żuber. Pierwsza z nich to wizyta we Wrocławiu Marcina Zielińskiego, który w jednej z parafii głosił konferencję. Aleksandra pojechała na to spotkanie z obojętnym nastawieniem. - Bóg poprzez Marcina przemówił do mnie bezpośrednio. W pewnym momencie podczas modlitwy wypowiedział takie słowa: "Te ręce stworzone są na chwałę królestwa niebieskiego". Nagle łzy zaczęły spływać mi po policzkach i poczułam niepojętą radość. Wiedziałam, że wtedy przychodzi Bóg i to zdanie pochodzi właśnie od Niego! Dzień wcześniej wykonałam swoje pierwsze masaże na własny rachunek. Dostałam potwierdzenie - opowiada wrocławianka.
Druga sytuacja to Weekend Pełen Łaski z o. Adamem Szustakiem. Podczas adoracji wieczornej Aleksandra nie mogła się skupić. Wyszła z kaplicy na herbatę. Wtedy podbiegła do niej dziewczyna, którą poznała na początku wyjazdu. "Ola, wszędzie cię szukałam! Słuchaj, tak bardzo boli mnie ręka. Wymasujesz mi ją?". - Byłam w szoku. Oczywiście, pomogłam jej i po tym wróciłam na adorację, która okazała się pięknym, głębokim czasem. Wielki spokój ogarnął moje serce. Bóg pokazał mi, że mam Mu służyć nie tylko bezpośrednio, ale i pośrednio, służąc innym ludziom - wnioskuje 26-latka.
Dlatego po powrocie zdała jak najszybciej egzamin i od roku pracuje w salonie odnowy biologicznej. Prowadzi też mobilną działalność i cały czas się rozwija.