Nie przyjechał książę na białym koniu. Przyszedł Mesjasz. A wszystko przez... św. Józefa.
Czy św. Józef to skuteczny orędownik, skoro Elżbieta modliła się przez 3 lata o dobrego męża, a została… zakonnicą?
Dzisiaj - w roku jubileuszowym św. Józefa - elżbietanka odpowiada na to pytanie bez wahania i z uśmiechem: „Pewnie, że tak!”.
Z Opiekunem Świętej Rodziny poznała się na długo przed klasztorem. - To było dawno temu. Wtedy w ogóle nie myślałam o byciu zakonnicą. W głowie snułam plany o mężu i dzieciach. Moja starsza siostra zachęciła mnie do odmawiania Nowenny do św. Józefa w intencji dobrego męża i szczęśliwej rodziny. Ona i jej koleżanka też modliły się w tych intencjach i mają wspaniałych małżonków - wspomina s. Elżbieta Waligóra CSSE.
Jako panna zaczęła więc dzień za dniem i miesiąc za miesiącem prosić św. Józefa o pomoc w ważnej życiowej sprawie. Tak było przez 3 lata. - Dziwiłam się, że żaden książę na białym rumaku nie przybył pod moje okno. Pytałam oczywiście św. Józefa, gdzie ten mąż, kiedy się znajdzie, bo jednak już trochę o niego się modlę - opowiada z humorem. Bóg a wraz z Nim św. Józef zadziałali inaczej. Modlitwa pozwoliła rozeznać powołanie zakonne i pokierowała Elżbietę do… elżbietanek.
- Czy mogłam sobie wymarzyć piękniejszego męża? Zostałam zaślubiona Jezusowi. Nigdy bym nie śmiała mieć takiego wybranka - komentuje.
Co ciekawe, jej kroki Bóg skierował na ulicę św. Józefa we Wrocławiu, gdzie mieści się dom prowincjalny Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety. A w nim znajduje się kaplica pw. św. Józefa, w której wiele godzin siostra Elżbieta wyklęczała w drodze do ślubów wieczystych. Tak naprawdę wtedy na dobre zaczęła się jej przygoda ze św. Józefem u boku.
Nie było białego rumaka, ale jest powołanie w bieli, czyli czystości. - Józef przez lata w zakonie pokazywał mi swoje piękne bycie opiekunem i ojcem - cichym, pokornym, sprawiedliwym. Zaczęłam go coraz bardziej czcić, modlić się za jego wstawiennictwem, powierzam mu swoje intencje, a on odpowiada mi życiowymi cudami - stwierdza s. E. Waligóra.
Na jednej z placówek inna z sióstr zakonnych poprosiła ją kiedyś o modlitwę do św. Józefa, ponieważ wiedziała, że s. Elżbieta ma do niego szczególne nabożeństwo. „Idź, pogadaj z Józefem. Potrzebujemy pieniędzy na opał, bo dzieciom w świetlicy będzie zimno”. - Poszłam do kaplicy, gdzie stała bardzo duża figura św. Józefa. Stanęłam naprzeciwko niej. Patrzę na Józefa i mówię, że nie mam za dużo czasu, bo jadę za chwilę na Jasną Górę do jego żony - Maryi. Nie będę owijać w bawełnę ani wygłaszać wielkich przemów, ale potrzebuję kasy. Do wieczora. Wiem, że jest w stanie to załatwić. Nie wiem jak, ale wierzę. Potrzebujemy środków na opał. I tyle - opowiada s. Elżbieta.
Wkrótce odebrała telefon od współsiostry, że przyjedzie wieczorem mężczyzna z Niemiec załatwiać jakieś sprawy. Po spotkaniu siostra zadzwoniła ponownie: „Wiesz, ten pan z Niemiec dał mi tak ni stąd, ni zowąd kopertę, a w niej było tyle pieniędzy, ile mówiłaś Józefowi”. Od tamtej pory s. Elżbieta zaczęła spisywać na kartkach intencje ludzi i wkładała je pod stopy Józefa. Trwała coraz częściej na modlitwie do Opiekuna Świętej Rodziny.
- Przychodziłam do kaplicy i mówiłam mu po prostu, że to i to jest do zrobienia. A on działał. Wkrótce przedstawił mi także lepiej swoją żonę Maryję. Pokazywał mi Ją poprzez znaki w codzienności, dlatego poznałam ich już dość dobrze - uśmiecha się elżbietanka.
Święta Rodzina uczy ją, jak być siostrą zakonną, człowiekiem wiary, nadziei i miłości. Maryję i Józefa traktuje jak niebiańskich rodziców i doświadcza ich żywej obecności. - Józef to taka postać, która wychodzi z cienia. Promieniują od niego cierpliwość i pokora, ale tym, co mnie najbardziej w nim zachwyca, jest jego „fiat” wobec Maryi. Nie był w łatwej sytuacji. Zapewne pragnął czegoś innego, a tu nagle ma stać się częścią trudnej historii zbawienia: być mężem największej z kobiet w historii świata i opiekunem Mesjasza, Boga-człowieka - opisuje s. E. Waligóra.
Rodzice Jezusa budują na co dzień w elżbietance czyste serce oraz pokazują drogę do nieba poprzez znaki i swoją postawę. - Żeby tak było, musiałam ich zaprosić do swojej szarej codzienności. Widzę, jak wspaniałych ludzi stawiają na mojej drodze. Dzięki nim każdego dnia uczę się świętości oraz tego, jak jej namiastkę rozdawać innym za darmo - puentuje zakonnica, która na co dzień posługuje we Wrocławiu.