Rozważanie z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego przygotował o. Oskar Maciaczyk OFM, duszpasterz akademicki.
Wydaje się niektórym, że Kościół będzie istniał i będzie miał rację bytu tylko wtedy, kiedy będzie ogromna rzesza wierzących i praktykujących. Wierzący, w tym duchowni, będą mieć pełne ręce „roboty” jedynie wówczas, gdy kościoły będą przepełnione i tłumy będą obecne na uroczystościach oraz na różnego rodzaju eventach religijnych. Kiedy do głosu dochodzą statystyki mówiące o spadku religijności, wielu wróży Kościołowi schyłek, koniec. Dzisiaj, w uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego, jawi się w liturgii zupełnie odmienna wizja Kościoła, również Kościoła w naszych czasach. W Ewangelii czytamy słowa Jezusa, które prowadzą nas do zupełnie innego spojrzenia na działalność ludzi wierzących, aniżeli sugerują dzisiaj zewnętrzni, a czasami i wewnętrzni, obserwatorzy Kościoła.
Jezus powiedział apostołom: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu” (Mk 16,15). Czym jest dla Jezusa cały świat? Czym dla Niego jest wszelkie stworzenie? To posłanie każe świadkom Zmartwychwstałego przekroczyć granice. Tymi granicami nie będą jedynie wytyczone przez przywódców państwowych, przez wojny i zabiegi dyplomatyczne linie, których pokonanie wymaga okazanie odpowiednich dokumentów i pozwoleń. Tymi granicami nie będą jedynie wysokie, betonowe mury i kolczaste płoty. Posłanie Jezusa odczytujemy w kontekście całego wydarzenia Jezusa, w kontekście całej Ewangelii i widzimy jak na dłoni, jakie granice pokonywał Jezus. Pobożni Żydzi wyrzucali Mu pokonywanie granic. Wyrzucali Mu spotkania z ludźmi, z którymi nie można było się spotykać, bo są nieczyści, bo są grzesznikami, bo nie są „nasi”. Posłanie Jezusa: „Idźcie na cały świat” jest przekazaniem apostołom tego, co sam robił, aby teraz świadkowie Zmartwychwstałego kontynuowali misję. Żeby ewangelizowali nadal i to nie mocą i siłą własną, ale mocą Ducha Świętego, czyli mocą Ducha Jezusa.
Nam się wydaje, że świat jest dzisiaj wyjątkowo trudny, że jest bezbożny, że nie tylko odrzuca Boga, ale nawet z Nim walczy. Powinniśmy jednak zadać pytanie: czy kiedykolwiek było inaczej? Jak wyglądał świat, kiedy apostołowie rozpoczynali swoją misję? Wielkim wyzwaniem dla nich było przecież pójście z Ewangelią do pogan. Pogaństwo to bożki. Pogaństwo to również pogański styl życia. Apostołowie szli ewangelizować tych, którzy prowadzili rozwiązłe, niemoralne życie. Oni szli do takiego właśnie świata. Szli na cały świat i nie bali się tego pogańskiego świata. Czy możemy wyobrazić sobie rozmowę dwóch apostołów, którzy mówią: „Tam nie pójdziemy, bo tam nie ma nikogo wierzącego”? Właśnie, gdyby byli tam wierzący, to ze spokojem mogli by powiedzieć: „Możemy iść dalej, tam gdzie jeszcze nie znają Dobrej Nowiny o zbawieniu”.
Apostołowie wiedzieli, że świat potrzebuje nadziei, potrzebuje zbawienia, potrzebuje Boga. Nawet jeżeli ten świat nie znał Boga, to apostołowie byli mocno przekonani, że Go potrzebuje. Szli do pogańskiego świata i ten świat przemieniali. Wiemy dobrze, że ten świat ich odrzucał. Wiemy też, że odrzucani chrześcijanie mimo wszystko wiedzieli, że ten świat ich bardzo potrzebuje. To, że nie poddawali się, świadczy o tym, jak bardzo byli przesiąknięci Jezusem Chrystusem Zmartwychwstałym i otwarci na Ducha Świętego.
Chrześcijanin to człowiek, który żyje Chrystusem, ale zarazem to człowiek, który tęskni. W tej tęsknocie jest pragnienie spotkania się w niebie z Bogiem twarzą w twarz. Jeżeli chrześcijanin naśladuje Jezusa Chrystusa i jest Nim tak bardzo przesiąknięty, to widzi dzisiaj w tajemnicy Wniebowstąpienia swoją drogę. Chrześcijanin to człowiek tęskniący i umiejący przekroczyć granicę, żeby spotkać człowieka również tęskniącego, ale często nie wiedzącego, za czym tak naprawdę tęskni. Chrześcijanin to człowiek, który nie wstydzi się, patrząc w Niebo, powiedzieć, za czym tęskni i nie boi się powiedzieć drugiemu: „Wiem, za czym tęsknisz”!