Czy ludzie, którzy mieszkają na wysypisku śmieci w stolicy Meksyku, mogą czuć się kochani przez Boga? Jak mówią: "Ta miłość Boga jest jedynym, co daje im godność".
W Niedzielę Wniebowstąpienia Pańskiego w parafii pw. św. Michała Archanioła w Długołęce gościli wolontariusze, którzy posługują na wysypisku śmieci w Meksyku, niosąc Ewangelię najuboższym.
Podczas Mszy św. o. Piotr Loose z Towarzystwa Ducha Świętego głosił słowo Boże i opowiadał, jak wygląda misyjna praca po drugiej stronie Oceanu Atlantyckiego.
- Ważna w życiu jest obecność. Często obecnością można przekonać kogoś, że będzie dobrze. Każdy z nas potrzebuje tego, żeby ktoś był obecny w naszym życiu. Zrozumiały więc jest smutek i niepokój uczniów, że Jezus odchodzi, wstępuje do nieba. Często chcielibyśmy, żeby Bóg dał nam poczucie, że jest obecny - mówił kaznodzieja.
Ma nadzieję, że każdy z nas doświadczył obecności Boga na modlitwie - jeszcze mocniejszej niż fizycznie. Jezus, który wstępuje do nieba, jako swoje ciało ma nas. To my jesteśmy Jego widzialnym znakiem obecności na ziemi. Stajemy się przedłużeniem obecności Jezusa. Wiara oparta na obecności i miłości ma przekonywać innych ludzi.
- W stolicy Meksyku ludzie żyją normalnie, jak my, ale są tam miejsca, w których panują wielkie ubóstwo i osamotnienie. Po ludzku wydaje się, że nie można zmienić życia ludzi tam mieszkających. Ale oni są bardzo wdzięczni właśnie za obecność - mówił duchak.
Na wielkim meksykańskim wysypisku śmieci rodzą się i umierają dzieci. Ludzie prowadzą na życie. Najmłodsi bawią się byle czym. Brakuje często czystej wody. Mimo wszystko tam też panuje radość. Polacy zapewniają im wyżywienie i potrzebne lekarstwa. Bardzo ważna jest posługa sakramentalna, do której tęsknią Meksykanie, a z którą jest problem na wysypisku śmieci.
- Nasza wolontariuszka Renata spytała któregoś z tych ludzi, czy oni się czują kochani przez Boga. Usłyszała: "Wiesz co? Tak. Ta miłość Boga jest jedynym, co mi daje godność". Ci ludzie z tego, co mieli i uzbierali, postawili na środku śmietniska kaplicę. Swoim wysiłkiem, choć sami mieszkają w szałasach, to zdecydowali się zbudować trwałe miejsce spotkania z Bogiem - opowiadał o. P. Loose.
Co im niosą wolontariusze? Obecność pełną nadziei i swoją pracę. Pokazują ubogim, że oni też są ważni dla innych, że prostym gestem można zmienić życie człowieka. Jeśli ta pomoc pozwala komuś spojrzeć na siebie samego z radością i godnością, to jest skuteczna i było warto - uważają.
- Staramy się zebrać jak najwięcej pieniędzy, bo poprzednio, kiedy tam byliśmy, zabrakło ich. Chcemy jeździć do Meksyku cyklicznie, na wakacje, a w przyszłości otworzyć dom - blisko tego ubóstwa, blisko wysypiska śmieci. By na stałe świadczyć pomoc - poinformował o. Piotr.
Jak opowiadał podczas Mszy w Długołęce, w Meksyku żyje mnóstwo ludzi zagubionych, zaś ciepły klimat powoduje, że są oni bardziej widoczni niż u nas w Polsce. Kobiety porwane do prostytucji wychowują dzieci poczęte w wyniku gwałtu często w wieku 15 lat. Na ulicach spotyka się mnóstwo narkomanów.
- Mamy tam znajomego, który pracuje cały rok z narkomanami. On mówi, że ciągu 12 miesięcy jest w stanie może trzy osoby wyciągnąć z nałogu. To aż trzy osoby! Trzy uratowane życia. Każdy z nas chciałby, żeby ktoś o niego zawalczył. Dlatego starajmy się o tę obecność przy kimś, nie odkładajmy tego na później - apelował kaznodzieja.