Ta siostra zakonna łamie pewne schematy. Niedawno zostało mistrzynią Polski w szachach szybkich i błyskawicznych. A wszystko zaczęło się od złej pogody na wakacjach.
To było latem 2004 roku. Agnieszka chodziła do podstawówki i spędzała wolny czas u wujka. Bawiła się z młodszymi kuzynami, najczęściej grała z nimi w piłkę. Ale pewnego dnia pogoda na to nie pozwoliła. Wówczas wujek Staszek rzucił do dziewczynki: „Może nauczę cię grać w szachy?”. Wujek pokazał jej podstawy. Tłumaczył, jak nazywają się figury, jak się poruszają po planszy. Następnego dnia, gdy już wyjrzało słońce, Agnieszka wróciła razem z kuzynami na boisko. Ale wiedzy szachowej nie zakopała.
Wkrótce podczas lekcji WF-u nauczycielka zapytała, kto umie grać w szachy, ponieważ zbliżały się zawody międzyszkolne. Agnieszka jako jedyna podniosła rękę, nieśmiało tłumacząc, że zna podstawy. A pani Ewa stwierdziła od razu: „idziesz na turniej szachowy”.
– Wzięłam udział w zawodach i zajęłam drugie miejsce w gminie. Grałam intuicyjnie, a prowadzący nie chciał mi wierzyć, że miesiąc temu nauczyłam się podstaw i nie ćwiczyłam. Tak się zaczęło – wspomina salezjanka. Potem brała udział w rozgrywkach na szczeblach powiatowym, wojewódzkim, a także międzynarodowym. Uczęszczała też na kółko szachowe. Później, gdy dorosła, szachy odeszły na dalszy plan z powodu różnych zajęć i aktywności.
– Na studiach przestałam grać. Przypomniałam sobie o szachach już po wstąpieniu do Zgromadzenia Córek Maryi Wspomożycielki. Tam padła propozycja, żeby w oratorium poprowadzić zajęcia dla dzieci – opowiada młoda siostra zakonna. Po jakimś czasie zauważyła, że wszędzie, gdzie kieruje ją do pracy matka-zakon, otwiera warsztat szachowy – czy to w szkole, czy w przedszkolu. – Nie gram na bardzo wysokim poziomie, ale mnie to autentycznie cieszy – stwierdza salezjanka.
W lutym miała okazję, jak za dawnych szkolnych lat (lecz tym razem już w habicie), sprawdzić się na oficjalnym turnieju.
Siostra Agnieszka studiuje we Wrocławiu na Uniwersytecie Ekonomicznym, na nietypowym jak na osobę konsekrowaną kierunku: rachunkowość i controlling. Łamie pewne schematy. Nie śpiewa, nie gra na żadnym instrumencie, ale uwielbia szachy. Zaraz po napisaniu ostatniego egzaminu udała się pod Warszawę na XX Międzynarodowe Mistrzostwa Polski Duchowieństwa w szachach błyskawicznych i XVI Międzynarodowe Mistrzostwa Polski Duchowieństwa w szachach szybkich. Reprezentowała tam archidiecezję wrocławską.
– To było ciekawe doświadczenie. Nie miałam czasu ćwiczyć przed turniejem, bo szykowałam się do sesji. Mogłam się zatrzymać przy szachownicy. Zawody stały się dla mnie odpoczynkiem. Poznałam innych szachistów, usłyszałam, jak inni rozwijają tę pasję. Pojechałam tam, będąc świadoma swojego poziomu, mając dystans do siebie – przyznaje salezjanka, która… została mistrzynią Polski w szachach szybkich i błyskawicznych wśród sióstr. Walczyła jak równy z równym także z duchownymi. Kolejne mistrzowskie rozgrywki odbędą się od 5 do 10 lipca we Wrocławiu.
– Żyję nadzieją, że więcej zakonnic przyjedzie na ten turniej. Wiem, że nie jestem jedyną siostrą zakonną w kraju, która potrafi grać. Większość pewnie nie wie, że można przyjechać i zagrać. To zawody nie tylko dla księży – przekonuje s. Agnieszka.
Obecnie na co dzień pokazuje przedszkolakom tajniki sztuki szachowej. Szykuje się także na lipcowe mistrzostwa. Przywiozła kilka książek z poprzednich zawodów.
– Szachy uczą pokory, dystansu do siebie. Nawet jeśli mamy jakąś wizję, jakiś plan swojej gry, to bardzo dużo zależy od przeciwnika. Jego jeden ruch może zmienić w naszej taktyce wszystko. Szachy są tajemnicą, podobnie jak życie. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co się za chwilę wydarzy, ale możemy po części na to wpływać: poprawiać swoje błędy, wyciągać wnioski na przyszłość. W tej grze, jak w życiu, sytuacja może się kilkukrotnie odwrócić – analizuje salezjanka.
Przy kwadracie podzielonym na 64 pola zakonnica relaksuje się i cieszy, że może dzielić się tą pasją z innymi. Marzyła od dawna, by uczyć innych grać w szachy, i Pan Bóg to spełnia wszędzie tam, gdzie posyła ją zgromadzenie.
– Przed wstąpieniem do salezjanek wpadłam nawet na pomysł, by założyć klub szachowy i ukończyć specjalny kurs instruktorski. Jak będzie w przyszłości? Jeden Pan Bóg wie. Życiowa partia wciąż się toczy. Bierki są nadal w grze – podsumowuje z uśmiechem s. Agnieszka.