- Na moim miejscu każdy zrobiłby to samo - przekonuje pani Wanda z Wołowa. To oczywiście nieprawda.
Bez żadnych wątpliwości należy stwierdzić: dar pani Wandy jest wyjątkowy. Mieszkanka Wołowa przekazała bowiem Fundacji im. Brata Alberta swój dom i gospodarstwo. W tym miejscu wkrótce powstanie niezwykle potrzebny na Dolnym Śląsku dom dziennego pobytu dla osób niepełnosprawnych intelektualnie.
Tak naprawdę to historia zatacza koło, ponieważ jedna z założycielek fundacji – Zofia Tetelowska – oddała swoje gospodarstwo dla niepełnosprawnych w Radwanowicach pod Krakowem. Tak powstała organizacja i tam też mieści się do dziś jej dom macierzysty.
Pani Wanda ma wielkie serce, choć życie jej nigdy nie rozpieszczało. Mimo to oddała swój majątek dla bardzo potrzebujących dzieci.
- Czuję, że nie zrobiłam nic nadzwyczajnego. Uczyniłam to dla Jezusa i Matki Najświętszej, która mnie wysłuchuje. To sprawa przez wiele lat wymadlana - przekonuje skromnie wołowianka.
Przed pandemią studiowała na Uniwersytecie Trzeciego Wieku na Papieskim Wydziale Teologicznym. Prosiła zaprzyjaźnione osoby przez długi czas o modlitwę o rozeznanie sprawy. Jedna z jej koleżanek ze studiów ma córkę w Szwajcarii i tam właśnie spotkała ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, prezesa Fundacji im. Brata Alberta, który pomaga niepełnosprawnym dzieciom. Poleciła kontakt z kapłanem pani Wandzie. Gdy ta usłyszała o działaniach fundacji i potrzebie dziennego domu, zapaliła się.
- Zostałam zaproszona do Wrocławia i Krakowa. Spotkałam się z tymi niepełnosprawnymi dziećmi. W ich oczach ujrzałam bezmiar miłości. Dziękuję Maryi, że mogłam pomóc biednym, kochanym dzieciom i ofiarować im azyl, odrobinę bezpieczeństwa - opowiada emerytka.
Jak dodaje, wiele razy dostała po głowie za to, że miała serce na dłoni. Ale z domu wyniosła piękne wychowanie. Matka powtarzała: „Tak żyj, żeby nikt przez ciebie nie uronił ani jednej łzy. Lepiej ty popłacz, niżby ktoś miał płakać przez ciebie”. - Życie mnie nie oszczędzało. Za każdy dobry uczynek, pomoc materialną czy duchową bywałam źle traktowana. To boli, ale nie można rezygnować z czynienia dobra - stwierdza mieszkanka Wołowa.
Choć czasami pyta Pana Boga, dlaczego tak się dzieje i czemu musi to znosić. Pan Bóg zabrał jej wszystkich bliskich, została sama. Czasem się o to z Nim kłóci, ale swoje cierpienie ofiarowuje Maryi i Jezusowi. Im w pełni się oddaje. - Gospodarstwo i dom przekazałam fundacji z potrzeby serca. Nie uważam siebie za kogoś nadzwyczajnego - oświadcza pani Wanda.
Fundacja im. Brata Alberta od dłuższego czasu szukała miejsca na budowę domu stałego pobytu. Propozycja pani Wandy, dosłownie i w przenośni, spadła im z nieba. - Lokalizacja jest wręcz idealna, ponieważ prowadzimy inne placówki dzienne w pobliżu – we Wrocławiu i w Lubinie. Widzimy, jak wielkie jest zapotrzebowanie na dom stałego pobytu - tłumaczy ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, prezes fundacji. Kapłan znał wcześniej środowisko wołowskie ze względu na organizowane w mieście spotkania kresowe, ale nie spodziewał się takiego daru.
- Po pierwszej rozmowie byłem mile zaskoczony, że pani Wanda w sposób tak skromny planuje przekazać swoją nieruchomość na ten szczytny cel. Wiem, że jest osobą oczytaną, bardzo kulturalną i to nie jest przypadkowa, lecz przemyślana decyzja. Miała naprawdę różne propozycje co do swojego terenu - mówi ks. Isakowicz-Zaleski.
Fundacja podjęła już kroki w kierunku realizacji projektu – zezwolenia, przekształcenia ziemi itp. Panuje również dobre nastawienie całego środowiska lokalnego. Po dopełnieniu wszystkich formalności ruszy budowa. Została otwarta możliwość kwestowania na ten cel, ponieważ prace architektoniczne pochłoną pieniądze. Teren wymaga zabudowania bez barier, z odpowiednim dostosowaniem. Jeszcze nie została wbita łopata w ziemię, a już zgłasza się pełno chętnych do zamieszkania z placówek lubińskiej i wrocławskiej. To ludzie niepełnosprawni intelektualnie, ale i fizycznie, którzy potrzebują pieczy ze względu na śmierć rodziców lub starzejących się opiekunów.
17 maja w Radwanowicach pani Wanda otrzymała ważne wyróżnienie – Medal św. Brata Alberta – na wniosek środowiska wrocławskiego i lubińskiego, które wiążą ogromne nadzieje właśnie z powstającym domem.