Od 20 do 27 czerwca w parafii pw. Narodzenia NMP w Smolcu ks. Tomasz Kostecki przeprowadził misje święte. Nie był to zwykły czas modlitwy.
Ostatnie misje święte odbyły się w niewielkim Smolcu ponad 20 lat temu.
- Kiedyś misje święte to była rzecz święta, nikt nie rozdawał ulotek, nie wieszał plakatów, a wszyscy o misjach wiedzieli, czekali na nie, przygotowywali się do nich. Bo to jest wydarzenie, które też w dużym stopniu weryfikuje nasz związek z parafią, z Kościołem, z Panem Bogiem. Kto chce, korzysta. Część z nas jest już na zaplanowanych wcześniej wakacjach, niektórzy pewnie kolejny rok żyją w strachu o swoje zdrowie, ale sporej grupy to po prostu nie interesuje, a szkoda - mówi Edyta Niemczynowska-Frąckiewicz, parafianka ze Smolca.
Jak dodaje czegoś takiego jeszcze w Smolcu za jej obecności jeszcze nie było.
- I nie mówię tu tylko o niesamowitych kazaniach ks. Tomasza Kosteckiego, naszego misjonarza. Kto odsłuchał w internecie najbardziej popularne tzw. „Genialne kazanie” naszego gościa, spodziewał się tego, co usłyszeliśmy. Nie mieliśmy więc wątpliwości, że na kazaniach misyjnych nudzić się nie będziemy. Ale misje to nie tylko kazania - uczula p. Edyta.
Misje to przede wszystkim tydzień zatrzymania się, poukładania swojej hierarchii wartości, załatwienia spraw niezałatwionych – temu choćby służyła wtorkowa procesja różańcowa na cmentarz. Bo każdy z nas ma pewnie w pamięci kogoś, z kimś albo nie zdążył się pojednać, albo ma swoje żale, zadawnione rany, albo po prostu chciał przepraszać za grzechy tych bliskich, którzy umierali z daleka od Boga.
Cały wtorek na misjach był dniem pokutnym. Wielu parafian podjęło post o chlebie i wodzie w intencji zadośćuczynienia. Bogactwo symboli i gestów zaproponowanych nam nabożeństw nadało temu czasowi pewną odświętność.
- Ile razy w życiu odpalaliście swoją święcę od paschału? Ile razy w życiu uroczyście przyjmowaliście Jezusa jako swojego Pana i Zbawiciela? Ilu z nas uczestniczy regularnie w nabożeństwach pokutnych, modlitwach o uzdrowienie wewnętrzne, drogach krzyżowych ulicami swojej miejscowości…? A my poszliśmy w piątek z krzyżem i ze świecami na tzw. nowy Smolec, na osiedle. Na to samo osiedle, z którego kilka miesięcy temu wyszedł proaborcyjny marsz - opowiada E. Niemczynowska-Frąckiewicz.
Bo trzeba wiedzieć, że Smolec ma silne przyczółki po obydwu stronach sporu ideologicznego. Ale Jezus umarł za nas wszystkich, nawet jeśli dziś wielu to już nie interesuje.
- Dopóki jednak żyjemy, każdy z nas ma szansę ustawić swoje życie na właściwe tory i misje są właśnie taką szansą. Po owocach poznamy, czy tę szanse wykorzystaliśmy. Jednak nie w liczbie, a w jakości siła. Garstka apostołów zawojowała świat, a nas jest zdecydowanie więcej. Szczególnie cenimy sobie wieczory z ks. Tomaszem, adoracje Najświętszego Sakramentu wieńczące dzień, Apel Jasnogórski śpiewany wokół ołtarza i cały rytuał pożegnania. Nie chce się wracać do domów po czymś takim - relacjonuje mieszkanka Smolca.
Przyznaje, że misje święte dały ogromne poczucie wspólnoty, bo choć w smoleckiej parafii bardzo wiele się dzieje - funkcjonuje sporo wartościowych wspólnot i formacji muzycznych - to właśnie w tych momentach, otaczając ołtarz, wierni czuli się wspólnotą jako parafia. Nie byli dla siebie anonimowi, bo kolejnego dnia pojawiały się te same twarze, często w tych samych ławkach w skupieniu modlitewnym, ale też w oczekiwaniu, co jutro nam misjonarz powie.
- Zdarza się wam często na rekolekcjach zastanawiać się, co ciekawego jutro padnie „z ambony”? Bo ja się zastanawiam, co ks. Tomasz na jutro wymyśli. Czekałam niecierpliwie na kolejną katechezę. W dzisiejszych czasach to sytuacja mocno wyjątkowa. Co więcej, myślę o tym, co usłyszałam, w niektóre dni odsłuchiwałam ponownie z nagrania. Komentujemy między sobą te słowa, mamy swoje ulubione fragmenty - opisuje p. Edyta.
Smolczan zaskoczyła bogata symbolika liturgii i nabożeństw misyjnych np. akt przekazania kluczy, stuły i lekcjonarza, procesje, święcenie medalików, odnawianie przyrzeczeń chrzcielnych, ale i kapłańskich, głoszenie słowa na zewnątrz kościoła, by wejść następnie do świątyni procesyjnie, modlitwa z nakładaniem rąk kapłańskich i symboliczne przekazanie Słowa Bożego, leżenie krzyżem przed Najświętszym Sakramentem i odśpiewane na cmentarzu „Zapada zmrok”.
- Wspaniały czas łaski. Rozmawiam z ludźmi, obserwuję ich i wierzę, że nie zatrzymamy się tylko na emocjach. Ci, co przychodzą, wiedzą, po co przyszli, a niektórzy też przyjeżdżają codziennie do nas z innych parafii naszej gminy, czy z Wrocławia. Oni także skorzystają bez wątpienia - mówi uczestniczka misji.
Smolec postawił na ks. Tomasza, bo, jak stwierdzają parafianie, dziś świat pilnie potrzebuje kerygmatu. Ewangelizacji potrzebują dziś katolicy, którym często w niczym nie przeszkadza, by tego samego dnia przyjmować do serca Eucharystię, a po południu uczestniczyć w marszu proaborcyjnym. Jednego dnia gorliwie modlić się różańcem, a drugiego stać w kolejce do wróżki, bioenergoterapeuty czy homeopaty.
- Coś dziwnego się z nami porobiło… Dlatego właśnie ks. Tomasz. Bo potrafi, jak mało kto, w prostych słowach, mówić o rzeczach oczywistych. Tyle, że jakoś tak już mało oczywistych dla tak wielu z nas. Jesteśmy niezmiernie wdzięczni księdzu proboszczowi Jarosławowi Witoszyńskiemu, że w tym trudnym roku, u nas szczególnie trudnym, nie tylko pandemicznym, ale przede wszystkim skrajnie remontowym, podjął się organizacji tak wielkiego, ale jednocześnie tak wspaniałego wydarzenia. A nasz misjonarz zostanie na zawsze w naszych sercach - puentuje Edyta Niemczynowska-Frąckiewicz z Siloe Smolec.
W homilie ks. Tomasza Kosteckie wygłoszone w Smolcu i szczegóły związane z misjami świętymi znajdziecie TUTAJ i TUTAJ.