Rozważanie z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na XIV niedzielę okresu zwykłego przygotował o. Oskar Maciaczyk OFM, duszpasterz akademicki.
Niektórzy wolą pozostać w swojej trudnej, beznadziejnej sytuacji, aniżeli przyjąć czyjąś pomocną rękę. Można by dodać jeszcze mocniej – niektórzy wolą zginąć, niż poprosić kogoś o pomoc. Są tacy ludzie, którzy ubrali się kiedyś w siermiężną zbroję o nazwie „ja sam” i za żadne skarby nie potrafią jej z siebie zrzucić. Może nasłuchali się kiedyś od kogoś i uwierzyli w to, że muszą liczyć tylko na siebie? Może nasłuchali się, że lepiej nikomu nie ufać i nikomu nie wierzyć? Może naczytali się poradników życiowych albo nasłuchali wszelkich radzących znawców, że „tylko ty się liczysz, tylko twoje sprawy są najważniejsze, tylko ty możesz dokonać tego, żeby być szczęśliwym”. A może być jeszcze inaczej – może zawiedli się kiedyś na drugim człowieku i stracili wiarę w ludzkość?
Zapraszamy również na transmisję niedzielnej Mszy św.:
Dzisiaj w Ewangelii widzimy Jezusa, który powrócił do swojej rodzinnej miejscowości. W Nazarecie dobrze znali Jezusa. Znali doskonale dom, w którym mieszkali Maryja i Józef. Wspólnie przecież pielgrzymowali do Jerozolimy na święto Paschy i zapewne mieli w pamięci incydent zaginięcia Jezusa w Jerozolimie i poszukiwania Go z bólem serca. Przecież dobrze się zna kogoś, z kim spędza się codzienność, a tym bardziej od czasów dzieciństwa. Widzimy dzisiaj Jezusa, który stał się już nauczycielem. Ma swoich słuchaczy, uczniów otaczających Go i towarzyszących Mu tam, gdziekolwiek się udaje. Wysłuchali oni już zapewne wielu słów wypowiedzianych z mocą. Widzieli już niejeden cud, w tym uzdrowienia. Uczestniczyli w radości rodziny Jaira po wskrzeszeniu jego córeczki. Mieli zapewne w pamięci tę formułę wypowiadaną przez Jezusa: „Twoja wiara cię uzdrowiła”. Dzisiaj widzimy Jezusa nauczającego w „swojej” synagodze. To w niej słuchał Pisma od dziecięcych lat. To właśnie ta synagoga jest w Jego rodzinnym Nazarecie. Tutaj znaleźli się w szabat Jego najbliżsi. Nie mógł jednak uczynić w Nazarecie cudów. Nie wybrzmiały tutaj słowa: „Twoja wiara cię ocaliła”. Tutaj wiary nie znalazł. Spotkał się natomiast z odrzuceniem.
Nazaret staje się symbolem ludzkiej codzienności. Wybrzmiewają tutaj takie sformułowania jak: „swoja ojczyzna”, „swoi krewni”, „swój dom”. Bóg przecież zawsze jest u siebie. On jest dawcą życia. Bóg przychodzi do człowieka i staje się jednym z nas. Bóg zostawił się w chlebie eucharystycznym oraz w mistycznym ciele – we wspólnocie, którą tworzymy. Bóg nieustannie przychodzi do siebie. W ludzkiej codzienności jest obecny i działa. Albo jest rozpoznawalny w banalności powszedniego dnia, albo nie.
Nieprzyjacielem naszego stanięcia w obecności Boga, czyli nieprzyjacielem modlitwy, jest pycha. Postawa ufania jedynie własnym siłom, brak wiary w czyjąś pomoc, nieprzyjęcie postawy żebraka wobec Boga, czyli brak pokory, to droga do pustki duchowej. Oczywiście, że Bóg nigdy nie śpi, że nigdzie nie odchodzi, nie oddala się od nas i nie zapomina o nas. Człowiek natomiast może stać się tym ospałym, oddalającym się od Boga, uciekającym przed Nim. „»Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony«. I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał” (Mk 6,4-6).