Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II Rzeczypospolitej Polskiej obchodzony jest 11 lipca, w rocznicę tzw. krwawej niedzieli w 1943 r.
W programie wrocławskich obchodów znalazły się przedpołudniowe uroczystości pod pomnikiem Mauzoleum na skwerze Ksawerego Dunikowskiego, południowa Msza św. w kościele pw. NMP na Piasku za Polaków pomordowanych przez OUN-UPA w latach 1939-1947. Po południu można było wziąć udział w konferencji naukowej oraz Marszu Milczenia, który wyruszył z wrocławskiego Rynku.
Podczas wspomnianej konferencji pierwszy wykład wygłosił Stanisław Srokowski – pisarz pochodzący ze wsi Hnilcze na Wołyniu, gdzie jako siedmioletnie dziecko był świadkiem dramatu, jaki tam się rozegrał.
Zauważył, że choć 11 lipca zwykle mówimy o Wołyniu, należy jednak potraktować tę nazwę jako pewien symbol. – Wołyń – mówił – stanowił jedno z ośmiu województw kresowych przedwojennej Polski (wszystkich województw miała wówczas 16). Upamiętniana zbrodnia dotknęła siedmiu województw, a najbardziej czterech: wołyńskiego, tarnopolskiego, lwowskiego i stanisławowskiego. Rzezie na Wołyniu były poprzedzone wieloma innymi.
S. Srokowski wyjaśniał, że o ludobójstwie mówimy, gdy pozbawia się ludzi życia tylko ze względu na to, że przynależą do danego narodu, że posługują się danym językiem czy wyznają konkretną religię. Tak się działo na Kresach – przy czym ludobójstwa dopuszczali się Niemcy, Sowieci i Ukraińcy.
– Za początek ludobójstwa, o którym mówimy, uznać należy 17 września 1939 r. Kiedy Sowieci uderzają na Kresy, tego samego dnia Ukraińcy uderzają na Polaków. Pierwszą wymordowaną wsią był Sławentyn w powiecie Podhajce – mówił, przywołując wspomnienia kobiety, która ocalała z rzezi (straciła przytomność, gdy w jej kark wbito widły, jednak przeżyła).
W czasie mordów i przerażających tortur używano wideł, noży, łopat, gwoździ, pił, sierpów, sztyletów. 17 września i w ciągu kilku kolejnych dni wymordowano ludność ok. 40 wiosek, a do grudnia tamtego roku zabito w ramach masowych mordów ok. 8-10 tysięcy Polaków.
Przy pomniku na skwerze Ksawerego Dunikowskiego. Agata Combik /Foto GośćPisarz podkreślił, że na długo przed tymi wydarzeniami pojawiły się zjawiska, które do nich prowadziły. Pisze o nich np. Zofia Kossak-Szczucka w książce „Pożoga”, ukazując bestialstwo wobec polskich ziemian na Wołyniu w latach 1917-1919 – owoc działań komunistów.
S. Srokowski przypomniał wojnę polsko-ukraińską o Lwów w 1918 r. Kiedy Ukraińcy musieli się ze Lwowa wycofać, kontynuowali działania w innej formie. Do lipca 1919 r. trwały mordy polskich rodzin, niszczenie polskich dworów, bezczeszczenie kościołów. W 1920 r. powstała Wojskowa Organizacja Ukraińska, która za cel postawiła sobie systematyczne niszczenie dobytku materialnego Polaków. W 1934 r. posunięto się do zabicia polskiego ministra Bronisława Pierackiego.
Prelegent przedstawił sylwetkę Stepana Bandery i Organizację Ukraińskich Nacjonalistów, a także powstały w 1929 r. dekalog ukraińskiego nacjonalisty. Wszystko to przygotowywało grunt do dramatu, jaki potem rozegrał się m.in. na Wołyniu – ludobójstwa, o którym wciąż wielu Polaków wie bardzo niewiele.
*
Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II Rzeczypospolitej Polskiej został ustanowiony na mocy uchwały Sejmu RP z dnia 22 lipca 2016 roku. Ma upamiętnić ofiary rzezi wołyńskiej i innych mordów dokonanych na obywatelach II Rzeczpospolitej przez ukraińskich nacjonalistów w czasie II wojny światowej.
11 lipca 1943 roku to tzw. krwawa niedziela, uznawana za swoisty punkt kulminacyjny masowych eksterminacji polskiej ludności cywilnej na Wołyniu przez OUN, UPA, wspieranych przez lokalną ludność ukraińską. W około 100 miejscowościach na Wołyniu przeprowadzono mordy na Polakach i innych obywatelach polskich: narodowości ormiańskiej, czeskiej, rosyjskiej, a także na Ukraińcach, którzy sprzeciwiali się ludobójstwu. W latach 1939-1947 zostało wymordowanych ok. 200 tys. Polaków.