Rozważanie z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na XVIII niedzielę okresu zwykłego przygotował o. Oskar Maciaczyk OFM, duszpasterz akademicki.
W relacji z Bogiem łatwo pomylić role. To On jest Bogiem. Człowiekowi natomiast z dużą łatwością przychodzi określać, co jest dobre i co jest szczęściem. W historii świata nieraz tak było, że prawdę tworzyli ludzie i ustalali, czym jest prawdziwe szczęście. Zwykle kończyło się to tragicznie i wiązało się z ogromnym cierpieniem ludzi. Człowiek, rzecz jasna, pragnie być szczęśliwy i dlatego szuka i ociera się o wiele rzeczywistości, śniąc o zaspokojeniu swoich pragnień. Skąd wiemy, co jest dla nas dobre? Czy opieramy swoje decyzje jedynie o ludzkie pragnienia i żądze, czy może otwieramy się na Boga i na Jego pouczenia? Czy Bóg, który jest Miłością i Życiem, może swoim słowem prowadzić nas do cierpienia i zagłady? Czy Bóg jest kimś, kto miałby odebrać szczęście?
Transmisja Mszy św. w XVIII niedzielę okresu zwykłego
Dzisiaj, w czasie niedzielnej liturgii eucharystycznej, słuchamy o ludziach, którzy szli za Jezusem, bo Ten dawał im chleba w obfitości. Byli najedzeni do syta, więc szli za Nim, będąc przekonanymi, że zawsze już tak będzie. Jezus natomiast daje im jasno do zrozumienia, że Syn Boży przyszedł na ziemię, żeby z zupełnie innego powodu być bardzo blisko ludzi. Nie przyszedł po to, żeby być jedynie gwarantem ziemskiego sukcesu, obfitości, witalności. Jezus Chrystus ma zaspokoić największy głód człowieka. Największym pragnieniem ludzi jest pragnienie życia - wiecznego życia w Miłości, Prawdzie, Szczęściu. Te słowa zostały tutaj napisane z wielkich liter, bo chodzi o Boga.
Zdaję sobie sprawę z tego, że w tym momencie ktoś może zaprzeczyć, mówiąc, że właściwie to nie czuje pragnienia wiecznego życia. Ktoś może myśli teraz o tym, ile jeszcze lat życia na ziemi zostało. Może dziesięć? Może dwadzieścia? I najważniejsze - ktoś powie - żeby jakoś dobić do tej śmierci, żyjąc godnie, bez bólu, bez cierpienia. Żeby było co zjeść i żeby było ciepłe łóżko w mroźne noce. Kogoś, kto bardzo cierpi w życiu doczesnym, perspektywa życia wiecznego może przerażać. Na własne uszy słyszałem: "Kilkadziesiąt lat dałem jakoś radę, ale wieczności to już chyba nie przeżyję". W tym jest właśnie sęk, że wieczności się nie przeżywa. Tylko życie, które ma początek i koniec, które ma granice, można przeżyć. W wieczności się żyje. Tam nie ma śmierci, bo tam grzech nie niszczy, tam grzech nie odrywa od prawdziwego szczęścia, tam nie ma rozgoryczenia i wyniszczania ocieraniem się o ułudę szczęścia. Tam nie ma ułudy. Tam jest prawda i prawdziwe szczęście.
W Ewangelii według św. Jana czytamy, że Jezus nadaje sobie samemu różne określenia. Przedstawia się nam jako: "światłość świata" (J 8,12; 9,5), "brama owiec" (J 10,7.9), "dobry pasterz" (J 10,11.14), "zmartwychwstanie i życie" (J 11,25), "droga, prawda i życie" (J 14,6), "woda życia" (J 4,10), a dziś mówi o sobie, że jest "chlebem życia" (J 6,35). Nie trzeba przecież uzasadniać, jak istotne są w życiu człowieka rzeczywistości z określeń w autoprezentacji Jezusa. W życiu człowieka niezastąpione są przecież woda, chleb i światło. Trudno jest żyć bez prawdy, słowa i drogi. Jezus, przedstawiając się, wypowiada tak naprawdę podstawowe ludzkie potrzeby. Jezus chce nam powiedzieć, że On jako Bóg jest najważniejszy w życiu człowieka. Jawi się jako ktoś, bez kogo nie da się żyć w pełni i szczęśliwie. Ciągle niezaspokojonymi potrzebami człowieka są: akceptacja, prawdziwa przyjaźń, kochanie i bycie kochanym. Człowiek jest tak skonstruowany przez Boga, że najlepiej rozwija się i żyje, kiedy tworzy liczne relacje. Kiedy tutaj, na ziemi, wydaje nam się, że w zaspokajaniu tych wszystkich potrzeb chodzi jedynie o nasze doczesne życie, to Jezus przypomina nam dzisiaj, że to wszystko to dopiero namiastka tego, co nas czeka. Ten nienasycony głód chleba, głód kochania i bycia kochanym zostanie zaspokojony w pełni w momencie stanięcia twarzą twarz z Bogiem. Już tu, na ziemi, Bóg przygotowuje nas do pełnego życia i daje nam w prezencie pragnienie i tęsknotę za życiem wiecznym.