Rozważanie z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na XXII niedzielę okresu zwykłego przygotował o. Oskar Maciaczyk OFM, duszpasterz akademicki.
Jeżeli przyjmiemy faryzejskie rozumienie świętości, wykończymy się wszyscy. Wystarczy rozejrzeć się dookoła siebie. Przypatrzeć się religijnemu życiu swoich najbliższych, przypatrzeć się sobie. Ile skupienia na tym, żeby nie zaliczyć jakiejś wtopy, która nas zdyskredytuje w oczach innych? Ile uważności, żeby znowu nie zrobić czegoś niestosownego, co na liście postanowień widnieje jako najważniejsze sprawy do wyeliminowania ze swojego życia? Ile obserwacji innych i liczenia ich niepoprawności? W przekonaniu wielu z nas świętość to stanie na mocnych nogach, które nigdy się nie ugną. Dla wielu święty to ten, który nigdy nie upadł. A my przecież znamy dzienniki, pamiętniki i życiorysy wielu świętych. Upadali, przechodzili kryzysy wiary, przeżywali kryzysy w relacji z Bogiem, a zwracamy się do nich jako świętych. I co na to faryzeusze? Święci upadali, ale wijąc się w bulach z powodu upadku na oczach innych dojrzewali do prawdziwej, autentycznej miłości wolnej od udawania. I to jest właśnie świętość. Osiąga się ją dzięki prawdzie, która wyzwala. Prawdziwej miłości trudno zamieszkać wspólnie z fałszem i udawaniem.
Zapraszamy: Transmisja Mszy św. w XXII niedzielę zwykłą
A Bóg? Bóg faryzeuszy patrzy i liczy: Pięć razy się potknął. Dziesięć razy upadł. Nie! Bóg świętych taki nie jest. Nasz Bóg, czyli Bóg uczniów Chrystusa dążących do świętości taki nie jest. Skąd bierze się w naszych głowach faryzejski obraz Boga? Ile razy słyszałem, jak rodzice lub dziadkowie wysłużyli się Bogiem chcąc przywołać do porządku swoje pociechy mówiąc tonem groźby: „Bozia wszystko widzi”, „Pan Jezusek cię pokarze”, „Matka Boża się pogniewa”. To dziecko będzie miało kiedyś osiemnaście i dwadzieścia lat. To dziecko powie swoim rodzicom, że już dłużej nie może żyć w napięciu i strachu przed kolejnym upadkiem. To dziecko będzie chciało z Bogiem tak wyobrażonym jak najszybciej stracić kontakt i uciec przed Nim. Dlaczego? Dlatego, że nie da się być idealnym. Tylu, ilu ludzi idealnych znajdziemy na tym świecie, tyle powinno być ogłoszonych dogmatów o niepokalanych poczęciach.
„Proszę ojca, ja walczę z tym, z tym i z tamtym i już brakuje mi sił w tej walce. Znowu to samo. Czy Bóg ma cierpliwość do mnie?” Jako duszpasterz często to słyszę. Wtedy myślę o spotkaniu Jezusa z faryzeuszami i uczonymi w Piśmie. Myślę o tym spotkaniu, o którym słyszymy dziś w czasie liturgii eucharystycznej. Faryzeusze wypominają, że uczniowie Jezusa nie przestrzegają przepisów. Nie postępują zgodnie z religijnymi zasadami w wykonywaniu pewnych czynności. Są grzesznikami, bo czegoś nie zrobili lub źle coś zrobili.
Faryzeusze zatrzymali się jedynie na tym, co widać. Jezus natomiast widzi dalej i głębiej: „Słusznie prorok Izajasz powiedział o was, obłudnikach, jak jest napisane: Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie” (Mk 7,6). Kiedy ktoś mi mówi, że nie daje rady w walce z pokusami i grzechami, wtedy mówię: „No to przestań walczyć”. Reakcje różne: „Ksiądz to mówi? Mam przestać walczyć?”. Tak, w takich sytuacjach trzeba w końcu przestać walczyć. No ile można skupiać się na grzechu, na treści jakiegoś grzechu, na bólu z powodu upadku? Czy nie lepiej pomyśleć: Kiedy ostatnio skupiłem się na moich pasjach, które związane są moimi talentami? Kiedy ostatnio poświęciłem czas drugiemu człowiekowi? Kiedy ostatnio przeczytałem książkę, która poszerzy moje horyzonty? Kiedy ostatnio zainwestowałem czas w rozwój samego siebie? W końcu, kiedy ostatnio pomyślałem, że chcę przylgnąć do Miłości Bożej?
Słowo „Miłość” w kontekście Boga jest tutaj kluczem. Wystarczy spojrzeć do Listu św. Pawła, do Hymnu o Miłości. Przecież ta Miłość nie liczy, nie notuje upadków, nie daje ultimatum, nie zamyka drzwi, nie odcina od kolejnej szansy. Przylgnięcie do tej Miłości leczy ze skutków frustracji z powodu grzechów. Przylgnięcie do tej Miłości w końcu odciąga od udawania doskonałości przed Bogiem, ludźmi i sobą. Święty to nie ten, który nigdy nie upadł. Święty to ten, który powstaje i idzie dalej w górę, bo wierzy w Miłość. Bóg teraz nie liczy moich upadków, dlatego, że już wszystkie policzył wtedy, kiedy Jezus Chrystus umierał za nie na krzyżu. Tę prawdę wyznajemy za każdym razem, kiedy przystępujemy do sakramentu pokuty i pojednania.