Tradycyjnie już SWM prowadzi taką modlitwę - w różnych językach - u stóp katedry wrocławskiej. Jej uczestnicy mogli także posłuchać świadectwa ks. Sławka SDB, misjonarza pracującego w Brazylii, oraz porozmawiać z s. Katarzyną pracującą w Kenii.
Ks. Sławomir Drapiewski SDB, pochodzący z Twardogóry, pełni swoją posługę w Brazylii od 2017 r. Pracuje w mieście Manaus.
– Posługuję w szkole, w parafii, zajmujemy się również „dziećmi ulicy”, mieszkańcami slumsów – opowiadał. – Opiekujemy się jako salezjanie z naszej inspektorii terytorium mniej więcej trzy razy takim, jak Polska. Pracujemy również w tzw. interiorze, czyli w miejscowościach oddalonych od centrum wiele godzin jazdy, w odległych placówkach misyjnych, wśród różnych szczepów.
Spotkanie otwarł ks. Jerzy Babiak SDB. Agata Combik /Foto GośćTłumaczył, że jednym z największych wyzwań są ogromne odległości, niedostępność niektórych wiosek, do których czasem trzeba dopływać łodzią nawet 3 dni i 3 noce.
– Kiedy w pierwszym roku mojego posługiwania dotarłem do jednej z takich wspólnot, to pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy, było wielkie ubóstwo – wspomina. Dodaje, że charakterystycznym elementem są również kapliczki znajdujące się w każdej wiosce – przy czym katolickie kapliczki w interiorze są malowane na niebiesko, żeby zwrócić uwagę na Matkę Bożą.
– Kiedy wszedłem do jednej z takich kapliczek, przedstawiłem się, zapowiedziałem, że będę odprawiał Mszę św., spowiadał, odwiedzał chorych, ludzie zaczęli płakać. Myślałem, że może powiedziałem coś niewłaściwego – zwłaszcza że jeszcze uczyłem się portugalskiego – wspominał. – Zapytałem, czemu płaczą. Jedna z pań, która była katechistką w tej wspólnocie, powiedziała: „Proszę księdza, płaczemy z radości, bo ostatni raz mieliśmy tu Mszę św. półtora roku temu. Nigdy nie było u nas księdza na Triduum Paschalne.
Do wielu takich miejsc, jak opowiadał salezjanin, ksiądz dociera raz na rok, dwa a nawet na 3 lata. Ludzie cierpią głód Eucharystii. Gdy mają taką możliwość, z wielką miłością przyjmują sakramenty.
Ks. Sławek opowiada o swojej misjonarskiej posłudze. Agata Combik /Foto Gość– Kolejnym wyzwaniem, zwłaszcza dużych centrów miejskich, jak Manaus – ponad 2-milionowe miasto – jest brak bezpieczeństwa, handel narkotykami, handel ludźmi, napady rabunkowe, nawet w biały dzień – wyjaśniał.
Wspominał o slumsie, który znajduje się w pobliżu salezjańskiej szkoły, a jego nazwa w tłumaczeniu brzmi „Dzielnica niebo”, ale niebem na pewno nie jest – choć w centrum znajduje się kapliczka pw. Świętej Rodziny. Dzielnica ta jest polem działania jednego z karteli narkotykowych. Kiedy salezjanie pytali mieszkańców tego terenu o ich potrzeby, matki prosiły: „Zajmijcie się naszymi dziećmi”.
– Stąd przy naszej szkole (Colegio Dom Bosco) powstało oratorium „Dom Bosco sonha com nosco” (ks. Bosko śni razem z nami) – tłumaczył kapłan. – Dzieci mają tu katechezę, ale też trenują piłkę nożną, uczą się tańca, mają zajęcia muzyczne, plastyczne.
Bardzo ważny okazuje się dla nich jeszcze jeden punkt zajęć: podwieczorek. „Ale tu macie super jedzenie!” – potrafi powiedzieć dziecko poczęstowane kanapką i popcornem. – Uczę się od tych ludzi dziękować Panu Bogu za to, co mam; uczę się cieszyć i kochać coraz bardziej sakramenty święte – stwierdził salezjanin.
S. Katarzyna od 35 lat pracuje w Afryce. Agata Combik /Foto GośćDodał, że również do tej placówki docierają wolontariusze z Polski. – Przed pandemią przebywali u mnie małżonkowie z Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego z Krakowa. Pół roku posługiwali wśród dzieci. Dali piękne świadectwo. Młodzi małżonkowie po studiach, ludzie sukcesu, którzy mogliby zarabiać pieniądze, przyjechali tam, by ofiarować swój czas, swoje zdolności drugiemu człowiekowi.
Pod katedrą modliła się z innymi także salezjanka, s. Katarzyna, która pracuje w Kenii 23 lata, a w Afryce przebywa od lat 35. – Rozmawiamy po angielsku i w języku suahili, językiem znanym przez ludzi różnych szczepów – mówiła. – Jako salezjanki prowadzimy tam szkoły, przedszkola, dwa domy dziecka, trzy przychodnie. Mamy m.in. szkoły zawodowe, szkołę średnią dla dziewcząt, razem z internatem. W tym roku uczy się w niej 220 dziewcząt.
Jest co robić. Misje czekają – na modlitwę, na wsparcie materialne, na misjonarzy i wolontariuszy.