Rozważanie z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na XXXII niedzielę okresu zwykłego przygotował o. Oskar Maciaczyk OFM, duszpasterz akademicki.
Nie tak dawno opowiadał mi ktoś o biznesmenie, który w swoim gabinecie miał zwykle dwie butelki koniaku. Kiedy przychodzili partnerzy, którzy chcieli coś u niego załatwić, a na których w ogóle mu nie zależało, wyciągał dla poczęstowania ten słabej jakości i bardzo tani. Kiedy natomiast przychodzili biznesowi partnerzy, na których mu bardzo zależało, i kiedy wiedział, że może w negocjacjach wiele ugrać dla siebie, wyciągał ten wykwintny i dość drogi. Bardzo dotknęło mnie to opowiadanie, bo uświadomiłem sobie, jak łatwo stać się właśnie takim człowiekiem i wcale o koniak nie musi tutaj chodzić. Tak łatwo stać się z twarzą numer jeden dla tych, a z twarzą numer dwa dla tamtych. W ogóle skąd taka łatwość w układaniu świata, wyrażając się, że są ci i tamci?
W Ewangelii niedzielnej liturgii eucharystycznej widzimy Jezusa, który przypatruje się, jak Żydzi wchodzący do świątyni wrzucają ofiary do skarbony. Po raz kolejny Jezus wykorzystuje dziejące się właśnie wydarzenia do tego, by wygłosić naukę swoim uczniom. Wskazuje na wdowę, która wrzuciła do skarbony jeden grosz. Nic już jej nie zostało. To było wszystko, co miała. Kiedy inni wrzucali małą część swoich oszczędności, to uboga wdowa rzuca dosłownie wszystko, całe swoje utrzymanie. Można powiedzieć, że wrzuca tam całe swoje życie. Ewangelista zauważa natomiast, że tym jednym ostatnim groszem były dwa pieniążki. Ten szczegół wiele tłumaczy o postawie tej kobiety. Mogła przecież wrzucić jeden pieniążek. Spełniłaby świątynny zwyczaj i jeszcze pozostawiłaby dla siebie coś, co będzie chociaż namiastką zabezpieczenia na przyszłość. Po co wszystko od razu tracić? Żeby na coś uzbierać, trzeba długo i cierpliwie oszczędzać. Postawa kobiety jednak nie wynikała z takiego wyrachowania. W świątyni zaufała przede wszystkim Bogu i Jemu oddała całe swoje życie.
Wdowa nawet nie spodziewała się, że ktoś przypatruje się temu, co robi. Zrobiła jeszcze więcej, niż mogła by sobie wyobrazić. Czy przypuszczała w ogóle, że jej postawa zamienia się właśnie w słowo Boże? Jezus w tym momencie ogłasza Dobrą Nowinę, że być uczniem Chrystusa to mieć wszystko U BOGA, to być naprawdę U-BOGIM.
Zapomnijmy na chwilę o dwóch pieniążkach. Spróbujmy pomyśleć o swoim życiu i o tym, co mam. Spróbujmy nawet nie myśleć teraz o posiadanym majątku. Pomyślmy o sobie, o swoim życiu, o swoich postawach, o tym, jak wyrażamy siebie wobec innych. Czegokolwiek nie otrzymalibyśmy od Boga, zawsze to będą dwa pieniążki wdowy. Zawsze będzie okazja do ulegnięcia pokusie, żeby nie dawać wszystkiego. To są chwile w naszym chrześcijańskim życiu, kiedy pojawia się słowo - spójnik „ale”. To są takie sytuacje, kiedy mówimy: „Przede wszystkim Ewangelia, ale…”. „Miłość jest najważniejsza, ale…”. „Jestem dobrym człowiekiem, ale…”. „Mam dwa pieniążki, ale…”.
Nauka Jezusa o oddaniu całego swojego życia wybrzmiewa tuż przed Jego śmiercią na krzyżu. Jezus oddał całe swoje życie. Nie wypowiedział owego „ale”. Nie zostawił nic dla siebie. Nic nie zaoszczędził. Nie posiadał żadnego azylu. Nie miał też przygotowanego wyjścia awaryjnego. Oddał na krzyżu wszystko, co posiadał. Mel Gibson bardzo wyraźnie pokazał w filmie „Pasja” moment przybijania Jezusa do krzyża. Kiedy żołnierze przytwierdzili gwoździem jedną rękę do krzyża, napięte z bólu ciało nie pozwoliło swobodnie przyłożyć drugiej do krzyża. Jezus we wszystkim jest podobny do człowieka, oprócz grzechu. W tym podobieństwie nie ominęły Jezusa pokusy i tak bolesne doświadczenia. Natomiast jako Bóg zawsze zwycięża. Iść za Jezusem to nie tylko brać krzyż i oddawać wszystko, ale zwyciężać i zyskać więcej, aniżeli po ludzku znaczy „wszystko”.