Rozważanie z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na III niedzielę Adwentu przygotował o. Oskar Maciaczyk OFM, duszpasterz akademicki.
Zbliżające się święta prowadzą nas do doświadczenia radości, bo Pan jest blisko. W naszej kulturze Boże Narodzenie to również czas przyjemności. Świąteczny czas to chwile wspomnień z dzieciństwa, sentymentalizmu, wzruszeń oraz natłoku doświadczeń wszystkiego, co kolorowe, błyszczące i słodkie. Doświadczenie świątecznej przyjemności kojarzy nam się z rodzinnymi spotkaniami, uroczystymi obiadami, niekończącymi się rozmowami i zabawą. Tak bardzo potrzebujemy tych przyjemności i słusznie chcemy, żeby po raz kolejny nie umożliwiały nam tego pandemiczne obostrzenia czy też lęk przed spotkaniami.
Transmisja Mszy św. w III niedzielę Adwentu
Trzecia niedziela Adwentu nie została jednak nazwana "niedzielą przyjemności", ale "niedzielą radości". Jaka jest różnica między przyjemnością a radością? Przyjemność pozostaje w sferze uczuć, a radość to przeżycie ducha. Można doświadczać wielu przyjemności i czuć się przez to wyśmienicie, pozostając jednak kimś zgłodniałym radości. Można być dalekim od wszystkiego, co sprawia przyjemność, pozostając natomiast człowiekiem pełnym radości.
Dzisiaj w Ewangelii niedzielnej liturgii słyszymy napominający głos Jana Chrzciciela, który wskazuje na to, co robić, co zmienić w sobie, żeby być człowiekiem prostującym drogi swojego życia. Jan wołał: "Prostujcie drogi Panu!" (Łk 3,4). Ludzie zatem pytają: "Cóż więc mamy czynić?" (Łk 3,10). Prorok nikomu nie nakazuje porzucić swoich zajęć, obowiązków i stanu. Jan Chrzciciel nawołuje ich raczej do wykonywania swoich obowiązków z większą doskonałością. Chodzi o prostowanie drogi swojego życia przez unikanie nadużywania swojej władzy, wykorzystywanie drugiego człowieka, oszukiwanie go. Życie i wykonywanie swojego powołania mają być kształtowane zgodnie z drogami Bożymi. Uczestnicząc zatem w liturgii dzisiejszej niedzieli, nie sposób nie zapytać o swoje życie, o to, jakie drogi w moim życiu powinny stawać się prostymi.
Jeżeli człowiek staje na modlitwie w obecności Boga i z uczciwością oraz pokorą robi rachunek sumienia, widząc, ile jest jeszcze dróg do wyprostowania, może uwydatnić się w jego życiu przeżywanie smutku. Może to będzie chwilowy smutek, taki z powodu zawstydzenia się przed Bogiem, ale też z powodu potrzeby rozstania się z tym, co nie-Boże, niegodziwe, czyli grzeszne. Bywa, że człowiek jest tak bardzo "zaprzyjaźniony" ze swoim grzechem, że trudno mu rozstać się z tym, co ten grzech stanowi. Zerwanie z grzechem jest natomiast wyborem życia w harmonii z Bogiem. Chodzi o wybór życia w Bożej miłości. Radość jest właśnie owocem miłości. Bóg, który jest Miłością, jest tak blisko. Przyszedł do człowieka, stał się jednym z nas, by nas przemienić w siebie. To nie my jako pierwsi musimy się zbliżać do Boga, to On pierwszy do nas wychodzi, by dając siebie, dać nam radość.
Czy smutek jest plagą naszych czasów? Skoro tyle przyjemności wokół, to skąd smutek? Smutek jest przeciwieństwem radości. Przyjemności mogłoby być jeszcze więcej, ale ona nie da człowiekowi radości. Przez gwar współczesnego świata wciąż przebija się wołanie: "Przygotujcie drogę Panu!". Wybór tej Miłości i podporządkowanie jej swojego życia zawsze owocuje radością. Życzę wszystkim i życzę również tego sobie, żeby radość nie pomyliła się nigdy z przyjemnością.