Jaki Bóg? Jakie Boże Narodzenie? - pytają eksperci, z którymi rozmawialiśmy… Komentarz rzecznika archidiecezji wrocławskiej ks. Rafała Kowalskiego.
Spójrzmy na to zdroworozsądkowo i spróbujmy zrekonstruować sensacyjne wieści, serwowane nam od jakiegoś czasu przez niewielką grupę mężczyzn, która swoją drogą już dawno straciła moralne prawo do publicznego zabierania głosu. Wszystko miało się wydarzyć w grocie lub stajni, bo tutaj głosy są podzielone, a informacja o narodzinach miała pochodzić z samego nieba. - Trudno to sobie wyobrazić - mówią osoby badające kosmos, które pragną zachować anonimowość. Odsyłają nas natomiast do lekarzy, tłumacząc, że rozwikłania tej zagadki należy raczej szukać w wizjach, jakie pasterze - bo o nich mowa - mogli mieć po spożyciu bliżej nie określonych środków. Ci zaś o pasterzach nie mają najlepszego zdania: - To ludzie z marginesu, uważani za złodziei. Nie jeden raz trafiali do nas na ostry dyżur. Poza tym tryb życia jaki prowadzą wskazuje raczej na to, że prędzej będą mieli kontakt z wymiarem sprawiedliwości i służbami porządkowymi, niż z Bogiem, dlatego proszę wybaczyć, ale nie mam zamiaru komentować tych rewelacji – tłumaczy jeden z nich, dodając stanowczo: - Informacja o narodzeniu Syna Bożego w stajni to zwyczajny fake news, jakich wiele krąży w świece.
Problemu jednak nie można bagatelizować, nawet jeśli źródłem są tutaj absolutnie niewiarygodni pasterze, twierdzący, że mieli kontakt z aniołem. Swoją drogą policja powinna zainteresować się czy przypadkiem ta wizja nie jest wynikiem stosowania przez owych mężczyzn zabronionych środków oraz źródeł ich pochodzenia. W rozwiązaniu tej drugiej zagadki dużą podpowiedzią może być sytuacja, którą opisaliśmy nie tak dawno. Przypomnijmy. Kilka dni temu pojawili się w naszym mieście mężczyźni podający się za naukowców z zagranicy. Pytali o drogę do nowo narodzonego króla. Opowiadali o dziwnych zjawiskach na niebie, które ich do nas doprowadziły. - Informację przekazaliśmy straży granicznej, gdyż obawiamy się, że ci imigranci szukali jedynie pretekstu, by opuścić swoje miejsce zamieszkania i przybyć do nas - tłumaczy rzecznik pałacu królewskiego, dodając, że istnieje uzasadniona obawa, iż możemy mieć do czynienia z przemytem na dużą skalę. Wwieźli oni bowiem na nasz teren złoto i bliżej niezidentyfikowane zioła, granulki czy coś podobnego (twierdzili, że to wonna żywica otrzymana z balsamowców). – Imigranci i przemytnicy – tyle na dzień dzisiejszy możemy o nich powiedzieć - ucina rzecznik.
Podsumujmy zatem. Mamy dwie grupy: ludzi z marginesu oraz nielegalnych imigrantów, którzy twierdzą, że Pan Bóg dał im znaki i skierował do stajni żeby przywitali Jego Syna. Naprawdę upadliśmy tak nisko, by w to uwierzyć?
Tak mniej więcej wyglądałyby materiały prasowe przygotowane 2000 lat temu przez telewizję króla Heroda i należące do niego gazety lub portale internetowe.
Na szczęście król Herod nie miał własnych mediów, a relacje o narodzeniu Chrystusa, które przetrwały do naszych czasów pochodzą z innych źródeł. Najpierw były powtarzane i głoszone przez apostołów oraz posłanych przez nich uczniów, a następnie spisane przez autorów biblijnych. Tylko jeszcze bardziej jasne się staje dlaczego jedną ze swoich nauk Pan Jezus rozpoczął słowami: "Uważajcie na to, czego słuchacie".
Z ostatniej chwili: rzecznik pałacu królewskiego dementuje, jakoby rzeź małych chłopców w okolicach Betlejem była inspirowana przez Heroda. – Możemy przypuszczać, że stoją za tym ci sami wywrotowcy, którzy w ten sposób chcą wywołać niepokoje w mieście, a przy tym sprzedawać ludziom swoją historię o narodzeniu Boga w stajni – tłumaczy i stanowczo stwierdza: – Ktokolwiek to zrobił zostanie przez nas schwytany i ukarany.
"Uważajcie na to, czego słuchacie…"