Rozważanie z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na 7. niedzielę w okresie zwykłym przygotował o. Oskar Maciaczyk OFM, duszpasterz akademicki.
Niektórzy potrzebują mieć wroga. Coś nie tak jest w ich życiu, kiedy nie ostrzą zębów, nie mają na kogo krzywo spojrzeć, nie nastawiają kogoś przeciwko komuś. Ciągle muszą z kimś walczyć. Kiedy natomiast wroga nie będzie, to trzeba go sobie szybko wykreować, bo jak tu żyć, kiedy nie ma pożywki do życia.
Transmisja Mszy św. w 7. niedzielę zwykłą
Dzisiaj w liturgii Mszy świętej wybrzmiewają w Ewangelii słowa Jezusa, które kierują nas do takiej zmiany życia, że nie znajdziemy w siatce naszych relacji nieprzyjaciół i wrogów. Jeżeli mamy kochać wszystkich, to czy można, żyjąc Chrystusową miłością, w ogóle mówić o istnieniu nieprzyjaciół. Tam, gdzie miłość do drugiego człowieka, tam przyjaciel, tam brat i siostra.
Doradców, jak zachować się wobec wroga, jest w naszych czasach wielu. Można się przeprowadzić i zamieszkać daleko od nieprzyjaciół. Można też zmienić pracę. Istnieje także możliwość zablokowania na swoim telefonie kilku, niechcianych numerów telefonu. Można też zablokować internetowe połączenia z niechcianymi osobami na portalach społecznościowych. Wszystko w myśl coraz to powszechniejszej zasady, że jeśli coś nie odpowiada, to wyrzuć, odetnij się od tego, wykreśl z życia, zapomnij… Bo najważniejsze, żebyś to ty dobrze się czuł. Prawdą jest, że można w swoim życiu znaleźć się w tak toksycznej relacji, że totalne odcięcie jest jedynym wyjściem, a nawet rzekłbym – ratunkiem.
Warto zastanowić się natomiast, o co chodzi Jezusowi, kiedy naucza: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają” (Łk 6, 27-28). Chyba najbardziej zapamiętywanym poleceniem Jezusa z dzisiejszej Ewangelii jest: „Jeśli cię kto uderzy w policzek, nadstaw mu i drugi” (Łk 6,29). Wobec takich słów nie jeden słuchacz może się zbuntować. Dlaczego tak? Dlaczego takie wymagania stawia nam Jezus? Czy w ogóle możliwe jest przyjąć taką postawę w dzisiejszych czasach?
W pierwszej kolejności warto zauważyć, że dzisiejsze Jezusowe napomnienie jest kontynuacją zasłyszanych tydzień temu błogosławieństw. Jezus w tej mowie kreśli autoportret. To On jest pierwszym, który żyje błogosławieństwami w pełni. To On jest Miłością, która nie ma względu na osoby. Czy wyobrażamy sobie, że Jezus mówi: „Tego kocham, a tamtego nie kocham”? Czy wyobrażamy sobie Boga, który raz byłby „większą miłością”, a innym „mniejszą miłością”. Bóg jest Miłością i kocha nie mając względu na osoby i na zaistniałe sytuacje. Czy Jezus umierając na krzyżu złościł się na grzeszników krzycząc, że przez niedobrych ludzi musi cierpieć umierając na krzyżu? On jest Miłością i krzyż jest tego pełnym obrazem.
Następnie trzeba nam przyjąć, że jesteśmy ludźmi. Może ktoś powie, że jesteśmy tylko ludźmi. Warto jednak stwierdzić, że jesteśmy aż ludźmi, gdyż jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, który jest Miłością. Dzisiaj pytając o swoją miłość, nawet miłość nieprzyjaciół zastanawiamy się, co robimy z tym obrazem i podobieństwem Boga, który jest we mnie.
Jesteśmy ludźmi i jesteśmy świadomi swoich słabości i swojej grzeszności. W naszym życiu mogą pojawiać się ci, których nie potrafimy kochać, których może nawet nienawidzimy, źle się przez nich czujemy. Walczymy z nimi, albo zupełnie odcinamy się od nich. Co wybrać? Walczyć, czy odciąć się? Panu Jezusowi bardzo zależy na nas i na naszym życiu. Bóg chce, żebyśmy cały czas zmieniali się na lepsze. Co robią w moim duchowym życiu nieprzyjaciele? Może są właśnie po to, żebym odkrył w sobie kruchość, niedojrzałość, egoizm, pychę? Czy można zbadać swoją zdolność do miłości jedynie w otoczeniu wspaniałych, dobrodusznych, doceniających, faworyzujących, kochających!?