Wspólnota Hallelu Jah przyjmuje uchodźców do swoich domów i przygotowuje apteczki dla walczących

Katolicka wspólnota Hallelu Jah z Wrocławia przekazała pierwsze leki do Ukrainy. Dla uchodźców ma przygotowanych już 108 miejsc w domach członków wspólnoty. Szykuje apteczki dla walczących. Możesz pomóc.

Stawiamy na celową pomoc - podkreśla lider wspólnoty Tomek Piechnik, tłumacząc, że Hallelu Jah korzysta ze sprawdzonych kontaktów, osób, które dostarczają leki do sprawdzonych miejsc, do osób, które naprawdę potrzebują pomocy - właśnie takiej.

Nawiązali kontakt z osobą z Kijowa, korzystają z pomocy ludzi ze Lwowa, którzy przerzucają sprzęt dla wojska z Przemyśla. - W szkole w Przemyślu znajduje się baza, gdzie jest wysyłany sprzęt taki, jak kaski, krótkofalówki, lornetki. My się tym akurat nie zajmujemy, ale skoncentrowaliśmy się na przygotowywaniu apteczek - wyjaśnia. - Wysłaliśmy już pierwszą partię leków (i mamy potwierdzenie, że dotarły do celu). Wczoraj skonsultowaliśmy się z wojskiem, ustalając, co znajduje się w apteczkach wojskowych. Przygotowujemy na razie 300 apteczek, dziś w nocy przerzucamy je do szkoły w Przemyślu.

Wyjaśnia, że apteczki dziś są przygotowywane. - Kupiliśmy specjalne wojskowe nerki-saszetki, do których włożymy leki. Mamy zamiar wrzucić do środka też modlitwę w języku ukraińskim - mówi, tłumacząc, że apteczki najbliższej nocy zawiezie bus (wyruszający z seminarium wrocławskiego), który jednocześnie w drodze powrotnej zabierze 9-osobową rodzinę z Ukrainy.

- Mamy w swoich domach przygotowanych 108 miejsc na przyjęcie rodzin z Ukrainy. Przygotowujemy się do ich ugoszczenia. Mamy osoby odpowiedzialne za różne sektory. Współpracują z nami też inne wspólnoty - dodaje, wspominając m.in. o próbach pomocy zaprzyjaźnionej rodzinie, która ucieka z Ukrainy z dziećmi, o zamiarze wsparcia dominikanów z Kijowa, u których znalazły schronienie matki z dziećmi.

Hallelu Jah uruchomiła konta pomocowe. Zebrane pieniądze umożliwią przygotowanie jeszcze większej liczby wspomnianych apteczek. - Mamy pewność, że te leki trafiają tam, gdzie trzeba - do żołnierzy, ale też do partyzantów, do cywilów, którzy chwycili za broń (wiele kobiet też włączyło się do walki). Ci ostatni, jeśli zostają ranni, nie mają opatrunków - mówi Tomek. - Sytuacja jest dynamiczna; modlimy się cały czas w intencji i odpowiadamy na potrzeby chwili.

Jeśli chcesz pomóc, informacje znajdziesz TUTAJ.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..