Wzruszające słowa 16-letniego Andrzeja, który uciekł z mamą i 5-letnim bratem z Ukrainy

Dom opuścił na drugi dzień po wybuchu wojny. Przebył wraz z rodziną tysiąc kilometrów. - Nie boję się o siebie, ale o moją Ukrainę. Żebyśmy zwyciężyli w tej walce - mówi.

Andrzej Straticzuk (Andriy Stratiychuk) to bardzo otwarty i sympatyczny chłopak. Rocznik 2005. Wysoki. Szybko skraca dystans. Uśmiecha się i nieźle mówi po polsku, ponieważ uczył się go w szkole. Nie boi się ludzi. Wręcz przeciwnie.

Andrzej był kilka razy w Polsce jako uczeń z występami. M.in. w Krakowie i w Kielcach. Lubi informatykę i sport. Jego ulubiona dyscyplina to koszykówka.

- Mam świadomość tego, czym jest wojna, ale wiem, że nie mogę nic zrobić. Jestem tylko dzieckiem. W domu rodzinnym widzieliśmy w telewizji, co się dzieje na Ukrainie, te naloty i bomby. Na szczęście nie doświadczyliśmy bezpośrednio okrucieństwa walk. Moja mama Tatiana bardzo to wszystko przeżywa. Ja też się martwię. Staramy się jak najbardziej chronić mojego 5-letniego brata Makasza. On nie rozumie do końca, co się dzieje, ale tęskni za ojcem  - opowiada "Gościowi" młody Ukrainiec.

On i jego rodzina zostali przyjęci przez parafię NMP Różańcowej na Złotnikach we Wrocławiu. Mieszkali przez parę dni w Złotnickim Centrum Spotkań. Parafianie znaleźli im lokum, które kolejny człowiek dobrej woli udostępnia im bezpłatnie.

- Ugościli nas jak w domu, otworzyli przed nami swoje serca. Zatroszczyli się o nas w pełni. Niedługo wyprowadzamy się do mieszkania, którego użyczają nam kolejni dobrzy ludzie. P. Jola, która pracuje przy parafii, załatwia mi szkołę. Wszystko dzieje się tak szybko - przyznaje Andrzej.

Jego podróż była trudna i ciężka. Nigdy nie zapomni tego, co się działo w pociągu. Ścisk, tłum ludzi, płacz dzieci, nerwy. Spędził w nim 11 godzin. Kiedy wsiadł do polskiego samochodu już w naszym kraju (po jego rodzinę na granicę przyjechali parafianie ze Złotnik), odetchnął z ulgą.

- Najedliśmy się stresu. Moja mama bardzo przeżywa to, co się dzieje, ale ja muszę być dzielny. Mój ojciec został w domu. Pożegnaliśmy się z nim na peronie dworca we Lwowie. Tęsknimy za nim bardzo, ale nie możemy się podłamywać. On jest twardy, jak skała. I ja też muszę być twardy! W końcu jestem jego synem. Mamy z nim kontakt, rozmawiamy przez telefon. Na razie wszystko u niego w porządku - relacjonuje A. Straticzuk

Stara się nie rozmyślać, co dalej będzie. Nie snuje żadnych planów. Ceni sobie teraz bezpieczeństwo. Ma oczywiście nadzieję na lepsze jutro, ale nie da się pokonać ogólnego smutnego nastroju z powodu wojny. Przez Instagrama śledzi to, co świat mówi na temat wojny w jego ojczyźnie. Wyłapuje różne głosy poparcia. Cieszy się z drobnych rzeczy, które go we Wrocławiu spotykają.

- Nie boję się o siebie, ale o moją Ukrainę. Żebyśmy zwyciężyli w tej walce. Chcę być oparciem dla swoich najbliższych - deklaruje 16-latek.

Wyraża też ogromną wdzięczność za każdą polską pomoc skierowaną na Ukrainę i do narodu ukraińskiego.

- Chciałbym, jako obywatel Ukrainy podziękować wszystkim Polakom, którzy pomagają nam - Ukraińcom w tej nierównej walce z Rosją. My nie chcemy być częścią Rosji. Polacy zachowują się wspaniale. Jesteście naszymi braćmi. Co mogę teraz dla was zrobić? Mogę was tylko przytulić, uśmiechnąć się i powiedzieć "dziękuję". Może kiedyś będę miał okazję się odwdzięczyć - mówi wzruszony chłopak.

ATAK ROSJI NA UKRAINĘ [relacjonujemy na bieżąco] 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..