We Wrocławiu przy ul. Radarowej postał Dom Przybysza - to miejsce stworzone oddolnie, wysiłkiem ludzi dobrej woli. Zamieszka w nim lada dzień kilka rodzin ukraińskich.
Co robisz, kiedy dostajesz klucze do pustego domu, który możesz przeznaczyć dla uciekających przed wojną? Oczywiście korzystasz z okazji! A co jeśli ten dom jest w bardzo złym stanie?
Ewa Rozkosz oraz inni społecznicy z różnych części Wrocławia i powiatu wrocławskiego podjęli wyzwanie i wzięli te klucze. Właściciel domu zostawił je z deklaracją, że udostępnia swój lokal na około 4 miesiące. Miejsce jednak było przed remontem generalnym.
Zaczęła się więc akcja przystosowywania dwóch mieszkań, na parterze i pierwszym piętrze. Malowanie, tapetowanie...
- Załatwiliśmy kilka łóżek od sąsiadów, które sama z Olgą wnosiłam. Myślałyśmy w pewnym momencie, że nie damy rady. Ale zaczęłam wokół tej akcji zwoływać różnych ludzi. Na mój apel szybko odpowiedzieli gminni aktywiści spod Wrocławia. Zrobił się łańcuszek z tą informacją i pocztą pantoflową inicjatywa się rozniosła. Zaczęli przychodzić ludzie do pomocy z różnych stron - Jagodna, Ołtaszyna itd. Traktowali tę pracę, jakby remontowali własne mieszkania - opowiada "Gościowi" Ewa Rozkosz.
W pomieszczeniach nie było dosłownie nic. Nawet zlewu! Gołe ściany, brud, brak ogrzewania, zimno. Dzięki ludziom dobrej woli udało się stworzyć godne warunki do mieszkania. Wniesiono łóżka, materace, pościel, przewijaki, szafy, kołdry, poduszki, pościel, lodówkę, kuchenkę. Jest też zapas jedzenia i kosmetyki. Mieszka tam już dzielna matka z szóstką dzieci, a wkrótce pojawią się kolejni przybysze ze Wschodu - kobiety z dziećmi.
- Doświadczyliśmy niewyobrażalnego wybuchu dobroci, pomocy, entuzjazmu. Z domu, który straszył odrapanymi ścianami, gdzie nie było dosłownie niczego w ekspresowym tempie udało się stworzyć cywilizowane i względnie przytulne miejsce dla uchodźców z Ukrainy - mówi E. Rozkosz.
Podkreśla, że przy adaptowaniu Domu Przybysza przewinęło się już ok. 200 osób. Byli mieszkańcy Wrocławia, gminy Wisznia Mała i Długołęka.
- Naprawdę tu dzieją się małe cuda. Szukamy kogoś, kto wymieni kaloryfer. Znalazł się. Potem kominiarz. Szybko zgłosiło się dwóch. Akcja Dom Przybysza jest dynamiczna. Wiele rzeczy znajdujemy do ręki, z niektórymi trzeba trochę poczekać, ale ludzie mają wielkie serca. Zawsze przyda się ktoś z typu "złota rączka" - mówi Ewa.
Dom ma być w założeniu łagodnym przejściem z ucieczki przed wojną do nowego początku.
- Chcę podkreślić, że my nie działamy jako żadna instytucja. To zupełnie oddolny ruch ludzi dobrej woli. Dziękuję wszystkim, którzy coś dołożyli od siebie, a przede wszystkim właścicielowi tego domu - podsumowuje aktywistka.