Nie pamiętam w swoim życiu aż takiej mobilizacji i pomocy w jakiejś sprawie. Dla mojego pokolenia to może być przełom.
Nie wiem, jak u was, ale ja, gdzie się nie obejrzę - czy to w realu, czy w internecie - widzę różnego rodzaju akcje wsparcia dla Ukrainy. Dla mnie, 30-latka, to zjawisko dotąd na taką skalę niespotykane. Oczywiście, że już bywały różnego rodzaju sytuacje kryzysowe, które mobilizowały ludzi, jak choćby niedawna pandemia koronawirusa. Jednak coś takiego przeżywam pierwszy raz.
Mam nadzieję, że wojna na Ukrainie zjednoczy nie tylko naszych wschodnich sąsiadów, ale nas także. Szczególnie moje pokolenie - owoc różnorodnych podziałów. Politycznych, ekonomicznych, światopoglądowych, religijnych. My, milenialsi, nigdy nie doświadczyliśmy bezpośredniego zagrożenia, tak dużej utraty bezpieczeństwa. Wojna światowa? Przecież to prehistoria. Komuna, stan wojenny? Bliżej, ale nadal historia.
Zawsze żyliśmy wolni. Nasze dzieciństwo przypadło na okres transformacji ustrojowej w Polsce, a dorosłe życie zdefiniowały kapitalizm oraz rzeczywistość wirtualna. I nagle wojna tak blisko. Już nie widmo, tylko realny obraz dosłownie i w przenośni na horyzoncie.
Obserwujemy karnawał solidarności z Ukrainą. Zbiórki i różne akcje na każdym rogu polskich miast i wsi. We Wrocławiu widzę ogromny potencjał właśnie w moich rówieśnikach, którzy stanowią o sile spontanicznego wolontariatu.
Chciałbym, by zapał nie ostygł po tej ogromnej fali pomocy, którą wyzwolił rosyjski atak na naszych wschodnich sąsiadów. Nie wiem, ile potrwa wojna, ale bardzo prawdopodobne, że będzie liczona w tygodniach, miesiącach, a może i latach. Mam nadzieję, że do niej nie przywykniemy, że się nie przeliczymy, że nie złapiemy zadyszki po pierwszym wysiłku - to wielkie niebezpieczeństwo.
Dużo się zmienia, coś się w końcu skleja, a nie tylko pęka w naszym społeczeństwie. Może ten czas pozytywnie zdefiniuje moje pokolenie? Tak jak dziadków definiuje II wojna światowa, a rodziców stan wojenny i walka z reżimem komunistycznym? Może to nasz sprawdzian. Nie mówię oczywiście o takiej skali poświęcenia. Ale zastanówmy się jednak, kim dotąd byliśmy my, współcześni 30-latkowie.
Wiele razy słyszałem, że Polacy jednoczą się w obliczu naprawdę dużego zagrożenia. Teraz to widać (powtórzę: pierwszy raz w moim niezbyt długim życiu tak bardzo). Jednak nie chciałbym tego dalej sprawdzać.