Inwazja rosyjska na Ukrainie nie słabnie, a w Polsce wciąż trwa festiwal dobra. Wspieranie uchodźców wkrótce stanie się jednak ciężkim zadaniem i wielu może nie dać rady...
Jeśli jeszcze nie spotkaliście ukraińskiego uchodźcy przechodząc przez Wrocław, to prawdopodobnie nie rozpoznaliście go w tłumie, bo prawie niczym nie wyróżniał się od miejscowych.
Uchodźcy wojenni stali się dziś naszą rzeczywistością. Poruszające jest to jak wiele domów się dla nich otworzyło. Dość zauważyć, że chyba pierwszy raz w historii świata, przy tak wielkim eksodusie ludności, nie stworzono żadnych obozów dla uchodźców. To naprawdę niesamowite jak wielu z uciekinierów - obcych ludzi, którzy najczęściej nie mówią w żadnym innym języku poza ukraińskim i rosyjskim - zostało przyjętych w polskich domach.
Ten gest na pewno nie zostanie zapomniany, ale niesie ze sobą pewne znaczące niebezpieczeństwo. Odruchem serca wynikającym z wielkiego współczucia nie da się zapewnić długofalowej pomocy. A stan, którego doświadczamy, potrwa nie kilka dni, czy tygodni. Potrwa kilka miesięcy, a może kilka lat. Ta refleksja może przyjść dopiero po jakimś czasie, gdy obcy w naszych domach zaczną trochę uwierać. Bo to, że zaczną, nie ulega wątpliwości. I nie będzie to przejaw zmiany poglądów, ale czysto ekonomiczne i odpowiedzialne podejście do życia. Wielu rodzinom będzie przecież niezwykle trudno utrzymać na dłuższą metę swoich gości. Oczywiście, wielu pójdzie do pracy, ale to wciąż może być niewystarczające, by wspólnie godnie żyć.
Na pewno wkrótce zostaną wprowadzone rozwiązania systemowe i - w co mocno wierzę - państwo zapewni wsparcie dla wszystkich, którzy uratowali uchodźców i dali im namiastkę własnego domu. Na razie jednak trzeba sobie radzić samemu. Czy jednak na pewno samemu?
Kluczem może być słowo "współodpowiedzialność", a raczej realny wymiar tego słowa. Rozejrzyjmy się dookoła i bądźmy bardzo uważni. W naszym sąsiedztwie zapewne już pojawili się nowi tymczasowi domownicy. Ci, którzy ich ugościli, sobie radzą. Na razie. Może jest to dobra okazja, by dyskretnie dogadać się z innymi mieszkającymi w okolicy i finansowo ich wesprzeć. Myślę, że 10-15 rodzin, które dorzuciłyby się do "budżetu na gościnność" nie zbiednieje jakoś specjalnie, a pozwoli sąsiadom bez lęku planować miesięczne wydatki. Taką przestrzenią, która łączyłaby goszczących i chcących ich wesprzeć mogłyby być parafie. Dlaczego mówię o pieniądzach, a nie o darach rzeczowych (one też mogą być istotną częścią wspierania sąsiedzkiego)? Bo kolejni domownicy to kolejne koszty.
Zaczęliśmy Wielki Post. Jednym z uczynków, do realizacji którego jesteśmy zachęcani w tym okresie jest jałmużna. Czym jest? To datek na rzecz potrzebujących. Jest przejawem miłosierdzia względem drugiego człowieka. Znaleźliśmy się w sytuacji, w której okazji do dawania jałmużny nie brakuje. Nie będzie jej brakować również w najbliższych miesiącach i latach, bo wojna zmieniła oblicze naszego świata bezpowrotnie.
Zapraszamy do udziału w konferencji dla osób goszczących/ chcących ugościć uchodźców pt. "Chcę/ przyjąłem uchodźcę. Co dalej?". Zaczynamy w poniedziałek, 7 marca o 18.00.
Chcę/ przyjąłem uchodźcę. Co dalej? - Konferencja dla osób goszczących/ chcących ugościć uchodźców