- Wszystkie sceny w filmie wydarzyły się naprawdę. Nie chcieliśmy przedstawiać tej historii w sposób cukierkowy, ale pokazać też trudną prawdę - mówił Tomasz Sikora podczas pokazu specjalnego filmu "Sonata".
Czytelnicy "Gościa Niedzielnego" kolejny raz w Multikinie Pasaż Grunwaldzki obejrzeli wartościowy film w ramach cyklu "Do kina z Gościem".
Tym razem był to obraz "Sonata" w reżyserii Bartosza Blaschke. Po seansie widzowie mieli okazję zadać pytanie Tomaszowi Sikorze, odpowiedzialnemu za znakomitą reżyserię dźwięku.
- Wszystkie sceny w filmie wydarzyły się naprawdę. Oczywiście w języku filmowym historia, która trwała kilka lat, musiała zostać skrócona do niecałych dwóch godzin. Bardzo długo była zbierana dokumentacja do filmu. Reżyser spotykał się z rodziną Płonków, musiał zdobyć ich zaufanie, uzyskać zgodę na realizację filmu. Kiedy rodzina zgodziła się podzielić swoją historią, trzy lata zajęło zbieranie opowieści, poznawanie wszystkich osób mających z nią związek. Dlatego też wszystkie postaci z filmu są prawdziwe - mówił Tomasz Sikora.
Skąd wiedział, jak oddać odpowiednio dźwiękiem to, co słyszy osoba niedosłysząca?
- Na początku nie wiedziałem. W trakcie realizacji naszego filmu, na ekranach pojawił się film, który dostał Oscara za dźwięk - „Sound of Metal”. Dużo pomysłów dźwiękowych, które chcieliśmy zrealizować, zostało już tam zastosowanych. Opieraliśmy się na konsultacjach z lekarzami, z samym Grzegorzem Płonką i rzetelnym poszukiwaniu internetowym. Istnieją np. specjalne programy używane przez audiologów, które symulują różny stopień niedosłuchu, po to, by rodzina pacjenta mogła się zapoznać, jak ten człowiek odbiera rzeczywistość. Współczesne technologie komputerowe potrafią to zasymulować. Na YouTube znajdziemy dużo takich przypadków - stwierdził T. Sikora.
Jak dodał, najlepszą recenzją jego pracy były słowa samego Grzegorz Płonki, który powiedział, że tak właśnie słyszałem, a raczej nie słyszałem. Wysokiej jakości dźwięk w filmie okazuje się wypadkową wielu rzeczy. Od nagrania odpowiednio dźwięku na planie, aż po dykcję aktorów, o którą dbano od pierwszych scen na planie.
Widzowie zwrócili uwagę na bardzo dobrze zarejestrowany dźwięk w dialogach i nie tylko, co czasem w polskich filmach kuleje.
Gość wieczoru przyznał, że na początku reżyser miał pomysł, żeby z historii Grzegorza Płonki stworzyć serial dokumentalny, ale szybko z tego zrezygnował.
- Historia została zawarta w dwóch godzinach filmu. Staraliśmy się, żeby nie była rozwleczona, rozgadana, ale też żeby nie była ckliwa. Nie chcieliśmy jej przedstawiać w sposób cukierkowy, ale pokazać też trudną prawdę - mówił Tomasz Sikora.
Opowiadał także o Michale Sikorskim, aktorze, który zadebiutował na wielkim ekranie, grając Grzegorza Płonkę.
- Bardzo często się z nim spotykał, aby jak najlepiej wcielić się w rolę. To była duża praca wcieleniowa. Aktorzy przed castingiem dostali materiały, które pomagały się lepiej przygotować do roli. Michał Sikorski tak dobrze się do tej roli przygotował, że wszedł na casting praktycznie już jako Grzesiek - wspominał T. Sikora.