Mieszkająca i posługująca we Wrocławiu s. Klara Witkowska ze Zgromadzenia Sióstr Uczennic Krzyża wyjechała na tydzień na polsko-ukraińską granicę, by ofiarować swoją pomoc uciekającym przed wojną. S. Klara każdego wieczora dzieli się swoimi przeżyciami.
S. Klara jest w Dołhobyczowie wraz z drugą siostrą Uczennicą Krzyża - Mariettą od poniedziałkowego wieczora.
Oto podsumowanie drugiego dnia pracy w punkcie recepcyjnym.
"Minął drugi dzień naszego pobytu w Dołhobyczowie. Było dziś spokojniej niż wczoraj. Nie wiemy z jakiego powodu liczba przekraczających granicę tak bardzo się zmniejszyła.
Najbardziej poruszające było dla mnie spotkaniem z matką, która przekroczyła granicę z sześciorgiem swoich dzieci. Mimo naszych prób – mojej i innych wolontariuszy – pomocy przy dzieciach, odmówiła. To było bardzo przejmujące.
Większość czasu spędziłam wraz z s. Mariettą na zapleczu, przy sprawach porządkowych. Do tego miejsca przychodzi bardzo wiele darów, więc naszym zadaniem było te rzeczy posortować. Myślę, że te panie, które są wolontariuszkami w tym miejscu już od ponad dwóch tygodni, nabierają dzięki temu do nas zaufania. Widzą, że jesteśmy w stanie wykonać każdą pracę, która jest do zrobienia, którą w tym miejscu trzeba zrobić.
Wydaje się, że zdobywamy sympatię tych osób, które mieszkają w tej wiosce, czy gminie. Ich wysiłek jest nieprawdopodobny. One nie tylko zmieniają się w tym punkcie recepcyjnym – mają dyżury w dzień i w nocy – ale też wracają do swoich domów i do swojej pracy zawodowej. To są niezwykłe osoby.
Czymś co na dziś jest najważniejsze, a czym chcę się podzielić to nasze tułacze warunki zakwaterowania. Żyjemy w spartańskich warunkach. Myślę o tym, że te trudy i niedogodności, to spanie na materacu na podłodze, przyjmujemy z prostotą, ale wiemy, że to się za kilka dni skończy, że w poniedziałek wrócimy do swoich domów i będziemy mogły egzystować w warunkach nam znanych i w pewnej sferze komfortu. Tymczasem ci uchodźcy żyją tak samo jak my, z tą różnicą, że oni nie wiedzą kiedy to spanie pod jakimiś śpiworami, kocami - kiedy się prowizorka ich życia skończy. Ta sytuacja naszego koczowania wiele mnie uczy.
Podzielę się jeszcze moją radością. Bardzo się cieszę, że na granicy, która jest dwa kilometry od punktu recepcyjnego jest pięciu młodych braci kapucynów. Spotykamy się z nimi na Mszy św., ale nie zdążyłam z nimi jeszcze porozmawiać. Ich widok bardzo mnie cieszy. Jako pięcioosobowa wspólnota są pięknym znakiem".
Czytaj również: