Rozważanie z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na 3. niedzielę Wielkiego Postu przygotował o. Oskar Maciaczyk OFM, duszpasterz akademicki.
Wydawać by się mogło, że być chrześcijaninem to być człowiekiem wychodzącym naprzeciw Bogu z coraz to lepszymi inicjatywami, żeby tylko się Jemu przypodobać. W końcu według korporacyjnego myślenia, kto będzie awansował? Ten, kto siedzi cicho i spełnia polecenia, czy ten, kto błyszczy przed szefem kreatywnymi pomysłami? Warto zastanowić się, czy czasem w moim życiu, niestety, właśnie taki sposób myślenia nie zarządza sprawami wiary i nawrócenia.
Transmisja Mszy św. w 3. niedzielę Wielkiego Postu
Wiele razy słyszę w rozmowach: „Nie będę się Panu Bogu naprzykrzać”; „Nie chcę Mu się narzucać”; „To inni nadają się na dobrych chrześcijan, bo są gorliwsi, bo mają lepszą wiedzę o Piśmie Święty i Katechizmie”; „Inni to tak bardzo potrafią zaimponować Bogu swoim zaangażowaniem religijnym, charytatywnym, a ja nie uzbierałem u Niego żadnych punktów”. Z takim sposobem myślenia w momencie nawrócenia się i wejścia na drogę wiary daleko się nie zajdzie. Dlaczego? Bo nie odkryło się tyle Boga i tego, z czym On wychodzi do człowieka, ale bardziej siebie i swoje ludzkie możliwości poznania Boga, na których łatwo jest się pogubić.
Chrześcijaństwo tym się właśnie różni od innych religii, że to nie człowiek idzie do Boga, ale sam Bóg wchodzi w wydarzenia ludzkiego życia. W całej historii zbawienia to Bóg wychodził z inicjatywą. Już w opisie stworzenia człowieka zostało zauważone, że to nie Adam próbuje zagadać Boga, ale to Stworzyciel wychodzi z inicjatywą relacji i pierwszy nawiązuje kontakt z człowiekiem. Cała historia zbawienia to ciągłe wychodzenie Boga do człowieka i poświadczanie, że On jest Miłością i bardzo zależy Mu na człowieku. Największym dowodem jest przyjście Boga do człowieka, stając się jednym z nas, by nie tylko oddać swoje życie (bo zapłatą za grzech jest śmierć), ale stać się w pełni Odkupicielem pokonując śmierć swoim zmartwychwstaniem.
W Starym Testamencie Izraelici nieraz odrzucali tę inicjatywę relacji Boga z człowiekiem. Grzech właśnie staje się odejściem od Boga, zamykaniem się na tego, który mówi o sobie: „Jestem, który jestem” (Wj 3,14). Grzech jest odrzuceniem imienia Boga, którym sam się przedstawia. Imię „Jestem, który jestem” oznacza, że jest Bogiem obecnym i działającym w historii ludzkości. Imię to wyraża sposób Jego komunikowania się, relacji z ludźmi i zbawczego działania na ich rzecz. Grzech jest zatem odejściem od Boga, który wychodzi do człowieka i chce tworzyć z nim piękną relację. Odejście od Boga sprawia, że tworzy się pewna przestrzeń między Bogiem a człowiekiem. Im dalej człowiek ucieka od Boga, tym przestrzeń oddzielająca staje się większa. Czymś trzeba tę przestrzeń zapełnić. Zatem człowiek, którego drażni pustka, decyduje się wypełnić ją lękami i bożkami. Tak działo się właśnie na pustyni w życiu wędrującego Izraela. Lęki i bożki napędzają do ludzkiego zaangażowania, do podejmowania próby zbawienia się samemu, dania sobie szczęścia. Bożkiem może stać się również religijność, w której to nie Bóg zbawia, ale zbawiać mają niestety li tylko osobiste praktyki, których im większa ilość i różnorodność, tym ma być lepiej. Stąd później błędne koło w postaci kolejnych lęków i frustracji z powodu niewypełnionych, narzuconych na siebie praktyk religijnych.
Jezus wzywa dzisiaj do nawrócenia, zaznaczając, że brak nawrócenia to droga prowadząca do śmierci (por. Łk 13,5). Jezus zatem wzywa do zejścia z drogi, która nie prowadzi do życia. W kontekście liturgii słowa dzisiejszej niedzieli można wyrazić to w taki sposób, że prawdziwe nawrócenie zaczyna się od akceptacji inicjatywy Boga. W nawróceniu się chodzi o uznanie, że to Bóg stwarza człowieka, a nie odwrotnie, że to Bóg pierwszy buduje relacje z człowiekiem, a nie odwrotnie, że to On pierwszy przychodzi do człowieka, a nie odwrotnie, że to On daje zbawienie, a nie inaczej, że to On pierwszy kocha człowieka, a nie odwrotnie, że to On zbawia człowieka, a nie inaczej. To Bóg zaprasza człowieka do współdziałania na Bożych warunkach tejże współpracy, a nie człowiek Boga na ludzkich warunkach współpracy.