Rozważanie z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego przygotował o. Oskar Maciaczyk OFM, duszpasterz akademicki i rektor nominat Wyższego Seminarium Duchownego Franciszkanów.
Każdy, kto choć raz w życiu wybrał się na kilkudniową pieszą pielgrzymkę, na przykład na Jasną Górę, ten wie, czym jest zmęczenie wędrowca. Kolejny dzień marszu i kolejne kilometry w upale i kurzu. Do tego wszystkiego dochodzi ból, urazy i znużenie. Ktoś powie, że przecież sami to wybrali, więc niech nikt nie narzeka. Tak, pielgrzymi w wolności przeżywają rekolekcje w drodze i jako wolni ludzie zdecydowali się na pielgrzymi trud. Chciałbym jednak, żebyśmy zwrócili uwagę na to, w jaki sposób przeżywa się momenty kryzysowe.
Transmisja Mszy św. w Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego
Jako pielgrzym wiem, że kiedy pojawia się ból i zmęczenie, kiedy trudnością jest stawianie kolejnych kroków, wtedy oczy zaczynają być utkwione w ziemię. Zaobserwowałem to w sposobie pielgrzymowania setek pątników i widzę to po sobie. Czarny asfalt, kamienista droga, piaszczysta ścieżka, stopy rytmicznie ustawiane krok za krokiem… W głowie piętrzą się zaś myśli: „Po co mi to? Po co się na to zgodziłem? Jest ciężko. Jest źle. Jest nieciekawie. Mógłbym przerwać pielgrzymowanie. Mógłbym zawrócić do domu”. W czasie pielgrzymki, w takim właśnie momencie, jeden z księży powiedział głośno przez megafon: „Podnieście głowy, zobaczcie, jakie piękne jest niebo, jaki piękny widok na horyzoncie”.
Kiedy czytamy Ewangelie, widzimy uczniów i wielu innych bohaterów, którzy nie patrzą i nie chcą patrzeć zbyt wysoko. Ich oczy utkwione są tak bardzo w ziemię. Przyszedł Mesjasz, a oni myślą, że teraz zaspokoi wszystkie ziemskie potrzeby. Umiera na krzyżu i wybrzmiewają słowa, że jeżeli jest Mesjaszem, niech się wybawi, niech zejdzie z krzyża, niech zachowa ziemskie życie. Spotykają Zmartwychwstałego i wydaje im się, że teraz przywróci królestwo Izraela. Ziemska logika w ich sposobie myślenia tak często brała górę nad tą Bożą. Woleli opuścić głowy i patrzeć na to, co tu i teraz. Jezus nagle odrywa ich spojrzenie od ziemi i kieruje ich wzrok w niebo: „Potem wyprowadził ich ku Betanii i podniósłszy ręce, błogosławił ich. A kiedy ich błogosławił, rozstał się z nimi i został uniesiony do nieba” (Łk 24,50-51).
W życiu religijnym łatwo jest nam wpaść pułapkę zapatrzenia się w ziemię. Jezus staje się nader często gwarantem życiowego sukcesu. Modlitwy lekarstwem na zdrowie i długie życie. Uczestnictwo w nabożeństwie zabezpieczeniem przed ważnym egzaminem. Noszony medalik to może jest tak tylko na szczęście. Przecież czy ból i cierpienie omija kogoś? Czy życie ziemskie któryś człowiek zachował tutaj na zawsze? Czy jesteśmy wiecznie młodzi, silni i z lotnym umysłem? Wobec tego, czy Bóg zawodzi? Modlitwy nie działają?
Chciałbym wykorzystać opisaną wcześniej scenę z pieszej pielgrzymki. Dzisiejsza uroczystość w jakimś sensie jest ukazaniem naszego ziemskiego pielgrzymowania, a dokładnie tego momentu, kiedy zapatrzeni w czarny asfalt, w ziemie i w ciemny dół zostajemy ocknięci mocnym wezwaniem: „Popatrz w niebo, jakie ono jest piękne”. Potrzeba nam chrześcijańskiego podniesienia głowy, żeby oderwać się od tego, co zniechęca, wprowadza z bezsens i odbiera radość.
Wniebowstąpienie Jezusa to w końcu nie tylko Jego uniesienie się wysoko ponad chmury, ale „zasiadanie po prawicy Ojca”. Skoro tutaj, na ziemi, mamy dostęp do Chrystusa w Kościele, w liturgii, w sakramentach i skoro jednoczymy się z Nim w komunii świętej, musimy uświadomić sobie tajemnicę wniebowstąpienia jako wydarzenie, które jest nie tylko dla Jezusa, ale również i przede wszystkim dla nas. Kiedy ziemski sposób myślenia każe nam mówić, że Bóg zawiódł, nie wysłuchał, czegoś nie dał, wystarczy podnieść głowę i przypomnieć sobie, że jesteśmy pielgrzymami.