Nowy numer 38/2023 Archiwum

Nie zostają sami

Choć tęsknią za tym, co musieli zostawić w Ukrainie, muszą żyć tu i teraz. Uchodźcy wojenni są wśród nas i borykają się z wieloma problemami.

Przez Dolny Śląsk, głównie Wrocław, od początku rosyjskiej napaści na Ukrainę przewinęły się setki tysięcy uchodźców. Część z nich została i układa sobie życie na nowo we Wrocławiu i okolicach, a inni ruszyli dalej na zachód. Jak podaje agencja pracy Gremi Personal, 17 proc. uchodźców wojennych nie planuje powrotu do Ukrainy. Ok. 22 proc. zamierza wrócić do domu w najbliższych trzech miesiącach, a 35 proc. zostanie w Polsce co najmniej rok. Ponadto 25,6 proc. chce wyjechać do siebie po zakończeniu wojny. Zanim powroty będą w ogóle możliwe, Ukraińcy muszą żyć w naszym kraju i w jakiś sposób funkcjonować. To m.in. dzięki nim wiele stanowisk może być obsadzonych.

Odpowiedź na potrzeby

Trudno zliczyć instytucje, które zaangażowały się w pomoc Ukraińcom, zarówno tym, którzy zostali za naszą wschodnią granicą, jak i tym, którzy uciekli przed wojną do Polski. Paweł Trawka, rzecznik wrocławskiej Caritas, przyznaje, że niezwykłym doświadczeniem jest współpraca instytucji, które światopoglądowo stoją na dwóch różnych krańcach. Zwraca uwagę m.in. na swobodny przepływ wolontariuszy i zasobów. – Gdy tylko dostaliśmy informację, że wybuchła wojna, od razu zaczęliśmy przygotowania do uruchomienia bazy logistycznej, tak by pierwsze TIR-y, które będą przyjeżdżać z różnych stron Europy, miały gdzie rozładować dary. Praktycznie od razu odbyła się też zbiórka pieniężna w parafiach archidiecezji. Ona była rekordowa. Udało się zebrać ponad milion złotych – mówi. Podkreśla przy tym, że najważniejsza w podejmowaniu kolejnych inicjatyw była elastyczność, nienastawianie się na nic konkretnego. – Przyjęliśmy strategię „szeroko otwartych oczu”, dzięki której byliśmy w stanie dostrzec, jakie są najpilniejsze potrzeby zarówno w Ukrainie, jak i tutaj, na terenie archidiecezji. Dzięki temu żaden „niespodziewany” transport darów nas nie zaskoczył, a przy tym tak organizowaliśmy przepakowywanie, by z Wrocławia wyjeżdżały samochody tylko z najbardziej potrzebnymi rzeczami – tłumaczy. Zaznacza, że to się dzieje do dziś, choć transportów jest znacznie mniej. – Ostatnio z Holandii przyjechało 200 kg… serów. Wszystko rozdaliśmy w jeden dzień – zaznacza.

Wiele się zmieniło

Początek wojny był ogromnym szokiem i czasem wypracowywania rozwiązań. Najpierw były one jednak doraźne. – Dziś pomoc to nie zbiórki spontaniczne, ale zorganizowane akcje. Caritas zrezygnowała z zachęcania do wspierania na zasadzie „rodzina rodzinie”. Dziś działa to trochę inaczej. Można wesprzeć akcję finansowo i to Caritas kupuje potrzebne rzeczy do paczek dla ukraińskich rodzin. W tej chwili zbiórka finansowa jest efektywniejsza – zaznacza. Zebrane środki pozwalają też na dużo większe zakupy, na przykład specjalistyczny sprzęt do wyposażenia szpitali. W międzyczasie pojawiła się potrzeba interwencji na Dworcu Głównym PKP. – Tam koczowało mnóstwo uciekinierów wojennych. Mamy z dziećmi spały na podłodze, bez dostępu do węzłów sanitarnych. Nasze „otwarte oczy” widzą jednak nie tylko problemy, ale i rozwiązania. Pojawiła się dobra osoba, która udostępniła nam pomieszczenia byłego klubu fitness. Strzał w dziesiątkę! Lokal był dostosowany do wszelkich potrzeb uchodźców. Powstały punkt noclegowy i sala zabaw dla dzieci – gdy mamy szukały pracy, dziećmi zajmowali się wolontariusze – opowiada. Z samej parafii kapucynów pw. św. Augustyna zaangażowanych było 200 osób. – Ich praca wiązała się nie tylko z utrzymaniem tego miejsca, ale również z doradztwem. Wszyscy, którzy byli w tym ośrodku, znaleźli w dalszej perspektywie zakwaterowanie długoterminowe. Część oczywiście wyjechała za granicę, co również umożliwialiśmy – zapewnia Paweł Trawka i podsumowuje, że z punktu skorzystało 200 osób, a także kilka psów i kotów. – Mieliśmy też zapytanie czy przyjmiemy… gęsi i kozy. Odpowiedzieliśmy, że jesteśmy w stanie znaleźć im lepsze miejsce niż centrum Wrocławia – dodaje z uśmiechem. Ostatecznie Galaktyka, bo tak były klub fitness się nazywał, przestała funkcjonować w dotychczasowym kształcie w czerwcu, ale całe wyposażenie – pralki, lodówki, kuchenki mikrofalowe, materace – dalej służy uchodźcom, choć teraz po drugiej stronie granicy.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast