Na wojnę w Ukrainie można spoglądać z różnych perspektyw. Coraz częściej mówi się o przewartościowaniu Europy. O zmianie myślenia i filozofii, a raczej powrocie do źródeł.
Niedawno podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu miałem okazję porozmawiać z Andrijem Sadowym, merem Lwowa - zaprzyjaźnionego miasta Wrocławia. Nie ukrywam, że zaskoczyły mnie jego słowa:
Dzisiaj każdy musi pracować dla zwycięstwa. Każdy na swoim miejscu. Dobry dziennikarz robi czasem więcej niż 100 polityków. Bo on może pokazywać ludziom prawdę. A politycy tylko debatują – w lewo, czy w prawo. My zaś potrzebujemy prawdy, którą jest Bóg.
Nie zdziwiła mnie filozofia włodarza Lwowa i sama treść, lecz wypowiedzenie jej w tak bezpośredni sposób - szczególnie w ostatnim zdaniu przywołanego cytatu.
Wojna, która trwa już ponad pół roku, stała się przyczynkiem do wielu refleksji. Od geopolityki, energii, zbrojenia, przez humanitaryzm, standardy życia, po wartości, w które wierzymy. I co do tych ostatnich przytoczę kolejne słowa A. Sadowego:
Unia Europejska potrzebuje transformacji. Ukraina daje jej nowy sens. Założyciele Unii teraz popatrzyliby całkiem inaczej na Europę. Musimy wszystko przewartościować. Jestem przekonany, że moc Polski, Ukrainy, Litwy, tych państw, które wiedzą, gdzie leży dobro, a gdzie zło, stanie się wielką siłą. To będzie nowy fundament dla nowej Unii. A Niemcy i Francja? Ciężko im będzie w 6 miesięcy o 180 stopni zmienić swój stosunek.
Nasuwa się w tym kontekście znane przysłowie: "Jak trwoga, to do Boga", ale nie chciałbym się na nim zatrzymywać. Coraz częściej myślę o tym, że skutkiem wojny w Ukrainie (im dłużej trwa oraz im bardziej bestialski okaże się jej charakter) może być powrót do idei samych ojców założycieli Unii Europejskiej. W tym sługi Bożego Roberta Schumana, Konrada Adenauera czy Alcide de Gasperiego.
Stary Kontynent potrzebuje powrotu do źródeł zjednoczonej Europy, od których współczesna UE regularnie odchodzi. Źródeł opartych na chrześcijańskiej demokracji.
Sługa Boży R. Schuman pisał:
"Demokracja będzie chrześcijańska albo nie będzie jej wcale. Demokracja antychrześcijańska byłaby karykaturą zmierzającą do pogrążenia się w tyrani, lub w anarchii. (...) Nie zamierzamy pomniejszać rangi Kościoła i sprowadzać go do roli policjanta i żandarma; koncepcje okresu cesarstwa i restauracji mamy już ostatecznie za sobą. Chodzi bowiem o stwierdzenie jego ogromnego autorytetu moralnego, który jest spontanicznie uznawany przez wielką liczbę obywateli, oraz najwyższego znaczenia jego nauczania, jakiego żaden inny system filozoficzny nie mógł osiągnąć aż do chwili obecnej".
A może to marzenie ściętej głowy?