Rozmawiamy z o. Błażejem Mielcarkiem OMI, nowym proboszczem parafii pw. NMP Królowej Pokoju we Wrocławiu-Popowicach. O jego pierwszej parafii, misji i charyzmacie oblatów oraz podejściu do probostwa.
Maciej Rajfur: To Ojca pierwsze probostwo?
O. Błażej Mielcarek OMI: Tak.
Ile ma Ojciec lat?
39.
Stosunkowo młody wiek, jak na proboszcza.
Sam nie wiem. Jeszcze nie słyszałem, żeby ktoś się żalił z tego powodu. Myślę, że niektórzy pragną młodego ducha, by nie wszystko było rutynowe i ospałe. Młodość ma szansę pociągnąć tych, którzy życiowo czują się zmęczeni. Mam nadzieję, że nie zabraknie mi mądrości i roztropności w tym, by kierować wspólnotą parafialną. Widzę, że Pan Bóg podsuwa rozwiązania i konkretnych ludzi, którzy pomagają.
Zwracano uwagę na Ojca młody wiek w stosunku do funkcji?
Rzeczywiście, kilka razy zdarzyły się takie głosy: "Ach, ten proboszcz taki młody!". Poczytuję to sobie za komplement (śmiech).
Trafił Ojciec na dużą miejską parafię. To chyba skok na głęboką wodę. Jak Ojciec do tego podchodzi?
To dla mnie wyzwanie duszpasterskie. Poprzednie parafie, na których pracowałem - w Katowicach, Poznaniu czy Siedlcach - też były spore i intensywne działające. Pracy duszpasterskiej nie brakowało. Dla mnie to przesiadka w inne miejsce. Jeśli chodzi o sposób funkcjonowania, to tryb nie zmienił się znacząco. Oczywiście, występuję w innej roli. Nie patrzę już z perspektywy bycia przy małej grupie parafialnej, tylko staram się całą parafię jako jeden organizm dobrze poukładać, by wszystko ze sobą współgrało, czasem też wygaszać konflikty.
Parafia pw. NMP Królowej Pokoju jest jedną z największych we Wrocławiu - ma, według dokumentów, prawie 13 tys. wiernych. Jak Ojciec ją postrzega?
Jeśli chodzi o parafian na Popowicach, wydaje się, że większość to starsi i seniorzy - 50 i 60+. Myślę więc w kontekście roku formacyjnego, by popracować z nimi. Nie zapominam o młodych, którzy też mają swoje życie duchowe. Jeśli im daleko do Kościoła i relacji z Bogiem, pragnę to zmienić. Szukam pomysłów, by dotrzeć do tych ludzi na swój sposób. By wejść w dialog na płaszczyźnie czysto ludzkiej, ale także duchowej - sakramentów i prowadzenia do Boga. Nie mogę, oczywiście, zaniedbać tych, którzy są w Kościele, i chcę im dać to, co najcenniejsze - Pana Jezusa, a z drugiej strony tych, co są dalej, umiejętnie z miłością podprowadzić.
Jakie najbliższe zadania stoją przed Ojcem w tej parafii? Bardziej budowlane, organizacyjne czy raczej duchowe?
Myślę, że wszystkiego po trochu. Ostatnio w niedzielę podczas ulewy zobaczyłem, że woda zamiast spływać z dachu kościoła rynnami do kanalizacji burzowej, wylewa się z rur spustowych wodospadami. Od tej strony też jest trochę do zrobienia. Jeden z moich znajomych inżynierów stwierdził z uśmiechem, że ten budynek jest tak skonstruowany, iż będzie zawsze o sobie przypominał (śmiech). A od strony duchowej wyzwaniem jest całościowe spięcie wszystkich grup parafialnych.
Co jest charyzmatem oblatów w ich pracy we Wrocławiu?
Dużo uwagi przykładamy do formacji małych wspólnot. Mamy m.in. wspólnotę Umiłowany i Umiłowana, wspólnotę Lew Judy, Wspólnotę Krwi Chrystusa, koło Żywego Różańca, wspólnotę młodzieżową Niniwa. Chcemy ludzi formować w bezpośrednich relacjach. Jako kapłani jesteśmy od tego, by im towarzyszyć. Nazwa zgromadzenia wskazuje już nasz charyzmat - misjonarze oblaci Maryi Niepokalanej. Często postrzegamy misyjność jako wyjazd do Afryki czy Azji. To, oczywiście, duża część naszej zakonnej działalności w świecie. Ale jesteśmy misyjni także na płaszczyźnie lokalnej. Jeden z moich współbraci - misjonarz - zobaczył to, co dzieje się w Polsce, poznał życie parafialne i stwierdził, że misje zaczynają się już tutaj. W naszym kraju mieszka wielu ludzi, którzy nie znają już Chrystusa, którzy nigdy nie mieli z Nim relacji, mimo że są ochrzczeni. Do głębi życia duchowego jest im bardzo daleko. Dlatego chcemy do nich docierać. W parafii wspólnota Lew Judy prowadzi kursy Alpha. To konkretne wyjście na peryferia, do tych, którzy znajdują się daleko od Kościoła, rozpoczynają drogę nawrócenia. Taki jest kierunek całej pracy misyjnej. Musimy otworzyć się na to, by głosić Ewangelię swoim życiem.
Jaka praktyka duchowa, religijna jest Ojcu najbliższa?
Zaczęło się, gdy byłem wikarym w Katowicach. Pielęgnuję w sobie duchowość związaną z uwielbieniem Pana Jezusa. Kontynuowałem to w Poznaniu, Siedlcach i mam nadzieję, że we Wrocławiu też się uda. Chodzi o formację opartą o nabożeństwa, które są uwielbieniem. Myślę, że ta forma pobożności trochę we współczesnym Kościele kuleje, a mnie jest osobiście do niej bardzo blisko.