Rozważanie z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na 30. niedzielę zwykłą przygotował franciszkanin o. dr Oskar Maciaczyk, rektor Wyższego Seminarium Duchownego Franciszkanów we Wrocławiu.
Świat od nas wymaga. Mamy być coraz lepsi na różnych płaszczyznach. Mamy działać coraz szybciej, stawać się coraz silniejszymi i mieć coraz więcej kompetencji.
Wydajność w pracy zaczyna nie znać granic, bo nagradza się w korporacji tego „partnera zadania” (pracownika), dla którego praca to całe życie, a jego życie to korporacja. Nie ma się co dziwić, że ludzie wpadają w wir nieustannej walki o jak najlepszy obraz samego siebie nawet za cenę okłamywania nie tylko innych – wielu bowiem wierzy własnej, fałszywej autoprezentacji.
Transmisja Mszy św. w 30. niedzielę zwykłą
Człowiek naszych czasów, tak jak ludzie minionych wieków, ma wewnętrzną potrzebę zajęcia się sferą duchową. Modlitwa przez wielu nie jest uznawana za przymus, czy też przykry obowiązek, ale za potrzebę człowieka. Natomiast trudnością w spotkaniu z Bogiem stają się nawyki przenoszone z relacji międzyludzkich oraz podejścia do samego siebie. Może okazać się, że nasze duchowe życie jest nieustanną walką o autentyczne bycie przed Bogiem. Ten świat napędzający ciągłe porównywanie się do innych i domagający się od nas bycia idealnym na różnych płaszczyznach narzuca się także w przeżywaniu religijności.
Opowiedziana przez Jezusa historia w dzisiejszej Ewangelii ukazuje i przypomina nam, że to nie ludzkie zasługi przybliżają do Boga, lecz to On sam ze swoją łaską zmierza w kierunku człowieka. Bóg jest blisko człowieka niezależnie od tego, kim ten człowiek jest, co się w jego życiu dzieje, jakie ma na koncie duchowe zasługi, a jakie upadki. Uświadomienie sobie takiej bliskości sprawia, że człowiek zaczyna odkrywać na modlitwie prawdę o sobie samym oraz zaczyna się z tą prawdą utożsamiać, zamiast jej zaprzeczać tworząc wykreowany obraz samego siebie. Człowiek ma pokochać siebie takiego, jakim jest naprawdę. Miłość własna, jakiej chce od nas Jezus będzie prowadziła do przewartościowania czegoś w swoim życiu. Czy daleko zajdzie w swoim duchowym życiu ten, kto bardziej kocha wyidealizowany obraz siebie aniżeli prawdziwego siebie?
W kontekście wymowy dzisiejszej liturgii Słowa, warto zadać sobie kilka pytań. W kogo jestem zapatrzony na modlitwie? Bardziej w Boga, czy może w siebie? Czyli, do kogo się modlę? Do Boga, czy do siebie? Na kim się bardziej skupiam w czasie modlitwy? Na Bogu, czy na sobie? Na Jego miłości, czy na swojej wyjątkowości, doskonałości, na swoich zasługach? Okazuje się bowiem i potwierdzają to wyraźnie słowa Jezusa, które słyszymy dziś w czasie Eucharystii, że modlitwa do siebie zaślepia, zamyka w samowystarczalności i samozadowoleniu. Skupienie się natomiast na Bogu w czasie modlitwy prowadzi do spojrzenia na siebie, a właściwie w siebie, Jego oczami. Są to oczy, które widzą prawdę, a nie to, co człowiek chciałby zobaczyć. Są to oczy pełne miłości, które nie pozwolą, by prawda o nas samych nas pogrążyła. Spojrzenie Boga jest przebaczające, pełne miłości i przynagla do życia w Bogu w duchu pokory.