Rozważanie z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na 31. niedzielę zwykłą przygotował franciszkanin o. dr Oskar Maciaczyk, rektor Wyższego Seminarium Duchownego Franciszkanów we Wrocławiu.
Każdy, kto nie posprzątał mieszkania, a ma właśnie nieplanowanych gości, zna to uczucie wstydu i zna te słowa: "Zapraszam do środka, ale przepraszam za niemały bałagan". Bałagan w domu pojawia się, bo od dłuższego czasu trwają remonty, bo dużo spraw na głowie, bo późne powroty z pracy, bo ból kręgosłupa, bo coś tam, bo jeszcze coś tam, a czasami po prostu jest dlatego, że nikt nie posprzątał.
Transmisja Mszy św. w 31. niedzielę zwykłą
Zacheusz nie planował wizyty Jezusa ani z własnej inicjatywy nie wystosował pod Jego adresem zaproszenia. Zacheusz miał tylko jeden cel - zobaczyć Jezusa, bo był Go ciekaw. Nastąpił jednak zwrot akcji i na samej obserwacji z ciekawości się nie skończyło. Jezus wchodzi do domu Zacheusza. Tak naprawdę to nie Zacheusz chciał zobaczyć Jezusa, lecz odwrotnie. Jezus wchodzi do domu Zacheusza, czyli przekracza pewną ustaloną granicę, która leży w miejscu progu. Za progiem jest już świat jakże osobisty, można by rzec - intymny. Za progiem jest wszystko to, czego nie pokazuje się całemu światu. Tam jest przestrzeń, w której przeżywa się swoje troski i nie tłumi się łez. Tam jest przestrzeń, w której się podejmuje refleksję nad minionym czasem i podejmuje się najważniejsze decyzje na przyszłość. Dom jest symbolem wewnętrznego życia człowieka. To gospodarz decyduje, kto może do niego wejść.
Jezus wchodzi do domu kogoś, kto jest uznawany przez mieszkańców miasta za grzesznika, bo być zwierzchnikiem celników to być w oczach ludzi kimś biorącym odpowiedzialność za krzywdy wyrządzone mieszkańcom, a zwłaszcza tym najuboższym, którym celnicy potrafili potrącić ostatni grosz. Nie ma się co dziwić zatem, że Zacheusz szybko przechodzi do tłumaczenia się przed Jezusem. Kiedy na zewnątrz nikt by nie pomyślał, że mieszka tu człowiek godny błogosławieństwa Bożego, to w środku domu wobec Jezusa wybrzmiewają z ust zwierzchnika celników słowa: "Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogoś w czymś skrzywdziłem, zwracam poczwórnie" (Łk 19,8). Jezus natomiast, wbrew przekonaniom ludzi, którzy dom celnika znają jedynie z zewnątrz, zapewnia: "Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu" (Łk 19,9).
Słuchać i widzieć Jezusa to jedno. Otworzyć się na Niego i zaprosić Go do siebie to już coś więcej. Dlaczego to jest takie trudne? Może właśnie dlatego, że opinie ludzi, którzy widzą jedynie moją powierzchowność, stają się w moim wewnętrznym przekonaniu tymi, którymi miałby kierować się Bóg? Ile razy się słyszy: "Boże, ja nie jestem godny...", "To inni są pobożni, lepsi, ale na pewno nie ja...", "Dla mnie nie ma już ratunku...", "To inni są święci...". Kiedy chcemy się z Nim spotkać, okazuje się, że On już od dawna się z nami spotyka, wychodzi nam naprzeciw, zna nas po imieniu i chce, żebyśmy szeroko otworzyli drzwi naszego wewnętrznego sanktuarium. Nie wystarczy słyszeć i widzieć Jezusa. On chce się zatrzymać w domu.