Rozważanie z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na 32. niedzielę zwykłą przygotował franciszkanin o. dr Oskar Maciaczyk, rektor Wyższego Seminarium Duchownego Franciszkanów we Wrocławiu.
Czy wszyscy pragną życia wiecznego? Choć tęsknota za Niebem jest w nas wlana i na różne sposoby tęsknimy, to nie jest dzisiaj czymś oczywistym pragnąć życia wiecznego. Ktoś zagadnął mnie kiedyś, że boi się życia wiecznego, że nie chce tego. Dlaczego? Ponieważ gehenną już jest – wyjaśnia ta osoba – przeżycie jednego tygodnia a mijający rok wydaje się być tragicznym, a co dopiero życie wieczne. Idąc przez życie z trudnymi doświadczeniami, marzę, żeby ono już się skończyło – mówi ta osoba i dodaje - perspektywa wieczności przeraża. Rzeczywiście, perspektywa życia wiecznego może przerażać, kiedy myśli się o nim w kategoriach życia doczesnego.
Transmisja Mszy św. w 32. niedzielę zwykłą
Trudno komukolwiek wyjaśnić po ludzku, jak ma naprawdę wyglądać życie wieczne. Trudno jest nam to wszystko sobie wyobrazić. Jedno natomiast jest pewne i zapewnienie widzimy w słowie Bożym: łez już nie będzie, bólu nie będzie, cierpienia nie będzie… Co więcej, śmierci już nie będzie. To jest pewne, że w przyszłym świecie nie będziemy już umierać, bo: „Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją” (Łk 20, 38).
W liturgii dzisiejszej niedzieli widzimy specyficzną postawę saduceuszy, która niestety może stać się naszą. Jezus bardzo szybko wyprowadza ich z błędnego myślenia. Na pytanie, czyją żoną w czasie zmartwychwstania będzie kobieta, która w życiu ziemskim miała wielu mężów, odpowiada bardzo konkretnie, iż ci, którzy zostaną uznani godnymi tego, będą mieć udział w zmartwychwstaniu. Jezus wskazuje tutaj na siebie i na swoje zmartwychwstanie. Saduceusze nie mogą tego pojąć. Jezus staje się wzorem dla nas we wszystkim, co związane jest z życiem, umieraniem i zmartwychwstaniem. Uczy nas, czym jest całkowity dar z siebie.
Słowa Jezusa o życiu wiecznym wybrzmiewają dziś w kontekście sporu o posiadanie. Dokładnie chodzi tu o posiadanie żony. Jezus rozmawia o tym z Żydami, dla których posiadanie miało ogromne znaczenie nie tylko dla czerpania jakichkolwiek przyjemności w życiu doczesnym, ale związane było również z przyszłością potomków. Jeżeli czekali na przyjście Mesjasza, to przyjmowali, iż nawet nie doczekawszy się, będą mogli ujrzeć Go oczami swoich synów. Przekazywanie majątku swoim dzieciom było dla nich bardzo ważne. Stąd właśnie wybrzmiewają pytania o posiadanie w życiu przyszłym. Jezus całkowicie zmienia perspektywę tych kwestii. Uczy, że posiadanie i branie rodzi śmierć, a nie życie. Kto żyje dla siebie, umiera w egoizmie. Życia nie można trzymać wyłącznie dla siebie. Lęk przed śmiercią, który budzi się w wielu ludziach na samą myśl o niej, wiąże się właśnie z koniecznością utraty czegoś. Utraty właściwie wszystkiego. Z kolei największym aktem miłości, czyli darem z siebie, którego i tak dokona każdy umierający, jest dar z siebie – oddanie swojego życia. Nie danie życia, lecz oddanie. Oddanie go Temu, który nam je dał.