Rozważanie z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na 33. niedzielę zwykłą przygotował franciszkanin o. dr Oskar Maciaczyk, rektor Wyższego Seminarium Duchownego Franciszkanów we Wrocławiu.
Gdyby Jezus głosił to, co chcieli usłyszeć wtedy ludzie, zapewne nikt by Go nie prześladował i nie ukrzyżował. Gdyby apostołowie i ich następcy po dzień dzisiejszy nauczali to, co ten świat chce usłyszeć, nie musieliby czuć się adresatami słów Jezusa, które padają w perykopie Ewangelii czytanej w czasie liturgii dzisiejszej niedzieli: „I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich” (Łk 21,17).
Transmisja Mszy św. w 33. niedzielę zwykłą
Warto przypomnieć, że św. Łukasz pisał tekst Ewangelii w okresie prześladowań chrześcijan. Uczniowie Chrystusa, którzy wyznawali, że On jest Mesjaszem i zmartwychwstał spotykali się nie tylko z pogardą i wyśmianiem, ale musieli zmierzyć się z ogromnym cierpieniem, a nawet oddać życie. Czyż takie momenty nie sprzyjają zwątpieniom i odstąpieniem od wiary? Tak, to są właśnie chwile ogromnej próby. Próby decydującej o życiu w królestwie Jezusa Chrystusa.
Dzisiaj doświadczamy wielu zawirowań w świecie. Staje się to okazją to zwiększonej aktywności fałszywych proroków. Tacy ogłaszają, że jest ktoś, kto potrafi na ziemi dać człowiekowi ponadziemskie szczęście. Czyż to nie są oczekiwania tych, którzy zabili Jezusa? „Ty, który burzysz przybytek i w trzy dni go odbudowujesz, wybaw sam siebie; jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża” (Mt 27,40). Dziś nie brakuje nawoływania do takiego przyjęcia wiary w Jezusa, a może bardziej do obrzydzenia wiary w Niego. Dobrze jest być przy Jezusie, kiedy wszystko się układa.
Dobrze jest trwać w Kościele, kiedy słyszy się treści, które łatwo jest przyjąć i z którymi zgodzić się jest nietrudno. Nie brakuje dziś proroków krzyczących: „Zejdź z krzyża” w sytuacji, kiedy Kościół przekazuje słowa Ewangelii, które domagają się odpowiedzi wyrażającej się w konkretnym zaangażowaniu.
Tak jak są kataklizmy, które poddają próbie wytrzymałość budynków, tak są sytuacje w życiu chrześcijanina, które sprawdzają wytrzymałość trwania przy Chrystusie. Właściwie, nie tylko sprawdzają, lecz dodają mocy wiary, hartują ją. Jeżeli w obliczu trudności związanych z wiarą w Jezusa oraz w obliczu wyśmiania z powodu życia Ewangelią uczeń Chrystusa się poddaje, to rodzi się pytanie o fundament tej wiary i podstawy przynależności do wspólnoty Kościoła. Jezus Chrystus w obliczu trudności nie poddał się i nie odwołał tego, co powiedział nauczając, nie wycofał się ze swojego nauczania – nie zaprzeczył sobie. Dał zatem świadectwo posłuszeństwa Ojcu i miłości do Niego i do człowieka.
Trudno jest niektórym zrozumieć i przyjąć wypowiedź Jezusa, która właściwie jawi jako paradoksalna. Jezus z jednej strony zapowiada swoim uczniom cierpienie i śmierć z powodu Jego imienia, z drugiej zaś obiecuje, że jednak nic się im nie stanie i nawet włos z głowy nie spadnie. Można stracić swoje życie z powodu Jezusa, a zarazem je zyskać. Można cierpieć, ale zarazem zwyciężyć. Można umrzeć, ale zarazem życie zachować. Jezus ukazuje dzisiaj szczęście nie ulotne i kończące się w pewnym momencie, lecz szczęście życia w Jego wiecznie trwającym Królestwie. W chrześcijaństwie nie chodzi bowiem o szczęśliwe zakończenie, ale o szczęśliwe trwanie na wieki wieków.