Ta książka odkrywa nowe karty z życia legendarnego biskupa. Sięga do źródła. Pokazuje, jak dorastał i dojrzewał wielki człowiek. Dlaczego tak mało wiemy o Bolesławie Kominku sprzed jego pojawienia się we Wrocławiu? Opowiada dr Marek Mutor.
Maciej Rajfur: Książka „Droga do Wrocławia” jeszcze pachnie świeżością. O czym opowiada?
Dr Marek Mutor: To wyczerpująca opowieść o losach Bolesława Kominka, zanim został biskupem we Wrocławiu – od jego narodzin w 1903 r. do roku 1956. Większa i nieznana część jego życia. Wiemy dość dużo o tym, jakim był biskupem we Wrocławiu, a niewiele do tej pory wiadomo, jak wcześniej wyglądało jego życie. Interesował się tym tylko wąski krąg specjalistów. Przedstawiam historię dojrzewania wielkości w człowieku. O tym, jak chłopak ze zwyczajnej, dość ubogiej śląskiej rodziny z dziesięciorgiem dzieci, z niewielkiego Radlina pod Wodzisławiem, przebija się na europejskie salony i dorasta do ważnej roli w Kościele katolickim.
Kto powinien sięgnąć po tę pozycję i czego ma się spodziewać?
Każdy, kto choć trochę interesuje się historią XX w., znaleźć może w „Drodze do Wrocławia” wiele ciekawych informacji. To książka napisana językiem naukowym, z bogatymi przypisami i sygnaturami. Dla tych, którzy się interesują historią, będzie to duża zaleta. Każde zawarte tam zdanie jest udokumentowane w źródłach. Starałem się tak pisać, by treść była jasna, zrozumiała, by wydobyć pewien dramatyzm wydarzeń. Mam na myśli szczególnie losy Bolesława Kominka w czasie II wojny światowej, które okazały się kompletnie nieznane. Udało mi się wiele faktów odkryć i pokazać pewną niestereotypową sytuację na Śląsku. Tam przenikały się w czasie okupacji żywioły polski i niemiecki. W tych doświadczeniach znajdują się zalążki tego, co później Bolesław Kominek osiągnął i kim był. W biedzie, ciągłych wojnach, okresie komunistycznym…
Same dramaty?
Nie zabrakło także sytuacji lekkich, humorystycznych, z okresu jego nauki i przebywania w Paryżu, kiedy po prostu dojrzewał do pewnych ról. Kominek w swoich wspomnieniach pisze, że chodził do szkoły pruskiej na początku XX wieku, gdzie uczono i rozmawiano po niemiecku, a za słowo po polsku było się karanym, nawet biciem po rękach. W rodzinnym domu z kolei można było dostać w ucho za mówienie po niemiecku. I dlatego Bolesław bardzo dobrze nauczył się obu języków. (śmiech)
Dlaczego tak mało wiemy o Bolesławie Kominku sprzed jego pojawienia się we Wrocławiu?
To przypadłość wielkich postaci, które mają swoje określone dokonania. One tak skupiają na sobie naszą uwagę, że nie zauważa się długich okresów ich życia, które zostają zakryte, bo nas nie interesują. W przypadku kard. Kominka numerem jeden jest orędzie, które zmieniło losy Europy. Po drugie wykonał on wielką pracę w archidiecezji wrocławskiej, odbudowując ją i materialnie, i duchowo poprzez integrację ludności. Z tych spraw został zapamiętany, więc niewielu interesowało się tym, co było wcześniej.
Dlaczego zajął się Pan tak kompleksowo postacią kard. Kominka?
Chciałem napisać doktorat z historii. Szukałem tematu, a w Ośrodku Pamięć i Przyszłość zajmowaliśmy się Bolesławem Kominkiem. Zainteresowanie jego postacią rosło. Pomyślałem, że stworzę biografię od A do Z. Ale w jego przypadku mamy problem nietypowy – urodzaju źródeł. Jest ich całe mnóstwo. Moglibyśmy dokumentami dotyczącymi jego życia wypełnić duży pokój. Trudno by było to wszystko ogarnąć. Jak zatem podejść do takiego ogromu materiału? Miałem na swojej drodze różnych mistrzów, którzy wskazali mi drogę, m.in. śp. ks. Piotra Niteckiego. On mi doradził, że jak napiszę o całym życiu Kominka, to pierwsze etapy staną się tylko wąskim wstępem zdominowanym przez czas wrocławski. Poszedłem za tą radą. Skupiłem się na początkach.
Czy da się historię Bolesława Kominka atrakcyjnie zaprezentować w popkulturze, tak by przemówiła np. do młodzieży?
Pozornie kardynał nie jest dla popkultury postacią interesującą. Nie wojował z bronią w ręku, nie zrobił nic spektakularnego. Pisał, organizował zebrania, spotykał się z ludźmi. Na pierwszy rzut oka to chyba – dla ekranu – mało ciekawe. Z drugiej strony jego życie obfitowało w dramatyczne momenty, rozgrywka z komunistycznymi władzami PRL miała wręcz sensacyjny przebieg. Historia Polski, będąca tłem jego życia, na którą znacznie wpłynął, też może być przedstawiona w formie naprawdę atrakcyjnej narracji. Współcześnie popkultura nie chce mówić o księżach – dobrych bohaterach. To temat, który wciąż czeka na odkrycie.
Proszę podać jakąś ciekawostkę.
Sakra biskupia Bolesława Kominka świetnie pokazuje realia czasów komunistycznych lat 50. Przyjął święcenia biskupie w 1954 roku, ale musiał to zrobić w kompletnej tajemnicy. Wybrał się więc potajemnie pociągiem do Przemyśla. Jeden ze współkonsekratorów – bp Franciszek Jop – jechał tym samym pociągiem, ale udawali, że się nie znają. Normalnie biskupów się święci w katedrze, w obecności tłumu wiernych. Tutaj była to skromna uroczystość w kaplicy, w ścisłej konspiracji.