W kościele pw. św. Maksymiliana Kolbego we Wrocławiu codziennie przed świtem całe rodziny spotykają na Roratach z "Małym Gościem Niedzielnym" pod hasłem: "Z narodzeniem Jezusa było tak".
Ciemny kościół, procesja dzieci z lampionami i "Rorate caeli" wyśpiewanie na początku liturgii. Poranna Msza św. roratnia w parafii na wrocławskim Gądowie przyciąga zarówno starszych, jak i młodszych. Przychodzą rodzice ze swoimi pociechami w różnym wieku. Niektórzy codziennie.
Dzieci każdego dnia poznają kolejną postać biblijną. Na przykład we wtorek 7 rudnia bohaterem rozważania Rorat z "Małym Gościem Niedzielnym" był Samuel, syn Anny. Mali uczestnicy zbierają każdego dnia naklejki na specjalną planszę.
W parafii pw. św. Maksymiliana na koniec Mszy losowane są serduszka z wypisanymi przez dzieci dobrymi uczynkami. Szczęśliwcy, których serduszko zostanie wyjęte z koszyczka, otrzymują nagrody. Jednym z nich była dziś kilkuletnia Ada, która na swoim serduszku napisała: "Pamiętałam, żeby św. Mikołajowi dać pierniki".
Po domach w czasie Adwentu krąży także figura Pana Jezusa. Każdego dnia zabiera ją z kościoła inne dziecko. A na koniec porannej roratniej przygody przy wyjściu ze świątyni czeka zastrzyk energii - słodkie bułki.
Marcelina i Kamil Simlatowie przychodzą na Roraty z czworgiem dzieci: 9-letnim Leonem, który razem z ojcem służy przy ołtarzu, 7-letnią Klarą, 5-letnim Michałem i 2-letnią Sarą. - W tamtym roku podejmowaliśmy próby chodzenia na Roraty, ale pandemia nam pokrzyżowała plany. Tym razem dzieci bardzo chciały, więc zmobilizowaliśmy się i staramy się chodzić codziennie - mówi M. Simlat.
Dla rodziny z czwórką dzieci wyprawa do kościoła przed świtem nie jest prosta pod względem logistycznym, ale państwo Simlatowie widzą sens tego duchowego wyzwania. - Wspólny wysiłek umacnia nas i przygotowuje na przeżywanie świąt Bożego Narodzenia. Ja wstaję o 5.00 rano i wszystko przygotowuję, ponieważ od razu po Mszy jedziemy odwieźć dzieci do szkoły i przedszkola. Dzieci wstają ok. 5.45 - mówi pani Marcelina.
Ich codzienny trud wynika z pragnienia serca. Każdy członek rodziny na swój sposób przeżywa Adwent i poranne czuwanie. - Gdy się przechodzi takie przygotowanie do świąt, radość jest o wiele większa i trwalsza niż skupianie się w tym okresie na prezentach czy ozdobach. Owoce duchowe są nieocenione. Jeżeli człowiek wkłada w coś dużo wysiłku, potem czuje większą satysfakcję - tłumaczy żona i mama.
Jak podkreśla, codzienne Roraty o poranku cieszą całą rodzinę, której członkowie wspierają się nawzajem. To żaden przymus czy żelazne postanowienie. - Pytamy dzieci codziennie, czy chcą iść następnego dnia na Roraty. Wyrażają chęć, lubią to, chcą być częścią tej formy przeżywania Adwentu. Oczywiście widzimy po naszych pociechach, że z wiekiem zmienia się motywacja. Michał idzie, bo chce zjeść bułeczkę, ale też widzi, że jego starsze rodzeństwo chodzi. Klara przeżywa już inaczej, wyciąga coś z krótkiej nauki. Leon służy przy ołtarzu i czuje wyjątkowość tych Eucharystii - jedynych takich w roku. Z wygaszonymi światłami i lampionami - opowiada wrocławianka.
Całą rodzinę wspiera także swoim zachowaniem 2-letnia Sara, która zazwyczaj Roraty spokojnie przesypia. Najmłodszych motywuje zbieranie naklejek na planszę i poznawanie kolejnych postaci z Biblii poprzez ciekawe historie. - Bardzo polecamy tę formę przeżywania Adwentu. To wyjątkowy czas, który się nie powtarza. A jeszcze wspólnie obchodzony umacnia rodzinę - podsumowują państwo Simlatowie, małżeństwo z 11-letnim stażem.